Do zawodów doszło cztery lata temu. Gościom dano fory: ich dziesięciu na ośmiu Japończyków. Choć tak naprawdę siły były wyrównane, jako że Frédéderic Boilet, urodzony 49 lat temu w ?pinal, od 16 lat mieszka w Tokio i skutecznie konkuruje z mangakami, czyli rdzennymi rysownikami mangi (zainicjował nawet ruch Nouvelle Manga). Taki wyczyn nie udał się prawie nikomu spoza Japonii.
[srodtytul]Francuski desant[/srodtytul]
Boilet zaprosił kilku uzdolnionych rodaków na dwutygodniowe, pracowite wakacje. Zostali w pojedynkę rozrzuceni od Kiusiu – najbardziej wysuniętej na południe wyspy archipelagu, po północną wyspę Hokkaido. Oczekiwano od nich błyskawicznej aklimatyzacji, wniknięcia w obcą im kulturę plus stworzenie prac na tempo i na temat. Prawdziwi kamikadze komiksu.
Większość salwowała się rysowanym dziennikiem z podróży. A także uciekała się do pomocy i opinii zadomowionych w Japonii swojaków. Na przykład Joann Sfar zwrócił się do osiadłego tamże przyjaciela Francuza. W serii zatytułowanej „Tokio według Oualtérou” po prostu odtworzył jego wrażenia i refleksje. Swoją drogą, jedynie rysunki Sfara wyróżniają się „europejskością” (wzięłam w cudzysłów, bo ten świetny artysta korzysta też z tradycji żydowskiej, wschodniej, zwłaszcza inspiruje go sztuka Chagalla).
Sfar nie jest jedyną gwiazdą antologii. W zestawie znalazło się kilku równie utalentowanych twórców, m.in. kontrowersyjny Emmanuel Guibert czy przewrotny Nicolas de Crécy. No i znakomity, wspomniany już Boilet, który potrafił łączyć styl mangi z frankofońskim spojrzeniem na Japonię. Miniatura „W alkowie miłości” ma surrealistyczny klimat: bohater (czyli autor) rysuje nagą modelkę, jednocześnie wyliczając przedmioty z najbliższego otoczenia. Jednak nie ocenia ich pod kątek bieżącej przydatności, lecz jako odpady, którymi staną się w najbliższej przyszłości.