Teorię zna jak mało kto. Nie znaczy to jednak, że Jerzy Szyłak sam jest utalentowanym komiksowym scenarzystą. Dowód mam w rękach: to „Szelki", kontynuacja „Szminki", erotycznego thrillera sprzed ośmiu lat.
Na razie zwyrodnialec, który seryjnie likwidował pracujące w bramie dziewczyny, nadal przebywa na wolności. Natomiast kapitan Michał Pawluk prowadzący – bezskutecznie – śledztwo w sprawie szminki, choć awansował do rangi nadkomisarza, jest także bezradny w kwestii szelek.
Ten z pozoru niewinny element męskiej garderoby służy mordercy do obezwładniania ofiar. By zboczeńca sprowokować, młody gliniarz Tymek udaje panienkę. Niestety, ginie w zasadzce. Na domiar złego aresztowany rzekomy winowajca wiesza się na pasku.
Co robi nadkomisarz w stresie? Pije wysokoprocentowy alkohol? Nie, przebiera się w damskie łachy i udaje seksowną Misię. W takim niebanalnym stroju nakrywa go Zosia, ciężarna narzeczona denata, znaczy policjanta Tymka. Myślicie, że z obrzydzeniem odsuwa się od transwestyty? Skąd, przytracza sobie imitację męskich klejnotów, co w kontekście baloniastego brzucha daje groteskowy efekt. Konsekwencją udanego erotycznego doświadczenia stają się... oświadczyny. Pan władza deklaruje chęć poślubienia wdowy w zaawansowanej ciąży i wychowania dziecka zamordowanego policjanta.
Nie kupuję tej konwencji. Megadawka perwersji, zimne okrucieństwo plus hektolitry juchy plus spiętrzenie wulgaryzmów. Nie chodzi o to, że razi mnie brutalność tej historii. W „Szelkach" mierżą mnie mankamenty scenariusza – poszatkowana, nieukładająca się w logiczną całość fabuła, stereotypowo „męskie" dialogi, szablonowe postaci gliniarzy.