Cyrylica nad Wisłą

????? ?????! ?????? ??????! Tak wyglądałby w druku dialog Kmicica z Wołodyjowskim, gdyby w latach 60. XIX w. powiódł się rosyjski zamysł wprowadzenia zapisu języka polskiego grażdanką

Publikacja: 19.05.2012 01:01

„Kiedy ranne wstają zorze, Tobie ziemia, Tobie morze...” złożone petersburską czcionką, czyli?XIX-wi

„Kiedy ranne wstają zorze, Tobie ziemia, Tobie morze...” złożone petersburską czcionką, czyli?XIX-wieczna wojna kultur

Foto: Biblioteka Narodowa

Tekst z tygodnika Plus Minus

„W przeszłym roku wydaną została w Petersburgu mała książeczka, na którą nikt dotychczas, jak się zdaje, nie zwrócił należytej uwagi" – donosił w połowie 1866 roku „Dziennik Warszawski" – „Książeczką tą jest polski abecadlnik, czyli elementarz dla dzieci wiejskich wydany po rusku, ruskim szryftem zastosowanym do polskiej ortografii".

Tą książeczką był „Elementarz dla dzieci wiejskich", ale wbrew temu, co pochopnie podał „Dziennik Warszawski", „abecadlnik" bynajmniej nie przeszedł niezauważony. Wydano go w 25 tys. egzemplarzy i już wkrótce stał się podręcznikiem dla polskich dzieci w pierwszych klasach szkół elementarnych. Zabór rosyjski kojarzy się z rusyfikacją. Po co więc, zamiast po prostu zruszczać polskie dzieci, carscy czynownicy zadali sobie trud transliteracji języka i próbowali wprowadzić ten dziwaczny twór do użytku codziennego?

Kiedy w Królestwie Polskim dogasało powstanie styczniowe, a na Litwie dopalały się puszczane z dymem przez żołnierzy Michaiła „Wieszatiela" Murawiowa wsie, w Rosji trwała wielka antypolska nagonka prasowa. Wśród rosyjskiej inteligencji rozpowszechniony był stereotyp polskiego feudalnego wstecznictwa przesiąkniętego katolickim fanatyzmem i pretensjami do utraconej potęgi. „Patriotyzm polski to wstający z grobu upiór, który gotów jest pić krew żywych istot" – pisał znany z nacjonalistycznych poglądów, niezwykle wpływowy publicysta „Moskowskich Wiedomosti" Michaił Katkow. – „Umarłe organizmy nie powstają z martwych. Śmierć państwa powinna pociągnąć za sobą śmierć narodu".

Katkow mógł liczyć na poparcie dużej części rosyjskich liberałów, którzy w powstaniu styczniowym widzieli „polską Wandeę" – feudalną i katolicką reakcję na zmiany wprowadzane przez oświecone siły postępu. Było już jasne, że spełzły na niczym rozbudzone w Petersburgu po powstaniu listopadowym nadzieje, iż pojawi się wśród polskiej arystokracji frakcja rosyjska na tyle silna, żeby skutecznie zapobiec kolejnemu powstaniu. Rosjanie nie chcieli w nieskończoność utrzymywać w swoich polskich guberniach wielkich garnizonów. Car Aleksander II postanowił sięgnąć po skalpel i raz na zawsze przeciąć „polski wrzód".

Romantyzm a la russe

Najwięcej kłopotów sprawiała Rosjanom patriotycznie i antyrosyjsko nastawiona szlachta. Należało ją więc trwale unieszkodliwić przeprowadzając reformę rolną, wyzwolić chłopów, których większość nie miała wówczas wykształconego poczucia przynależności narodowej i wydawało się, że będą podatni na rusyfikację. Zadanie to przypadło Nikołajowi Milutinowi, pełnomocnikowi cara Aleksandra II do spraw polskich. Po pokonaniu przez Rosjan „na wpół uzbrojonych band księży, smarkaczy i wszelkiej hołoty", jak pisał o powstańcach styczniowych Milutin, został on nieformalnym szefem Komitetu Urządzającego w Królestwie Polskim.

Komitet miał początkowo jedynie przeprowadzić reformę włościańską, szybko jednak przybywało mu zadań. Teraz chodziło już o całkowite przeoranie istniejących w Kongresówce polskich struktur społecznych. Milutin potrzebował ludzi, którzy znają polskie stosunki, polską kulturę i język. Łatwo ich było znaleźć w kręgu rosyjskich słowianofilów. To u nich Milutin uzyskał wsparcie, i to oni w dużej mierze zadecydowali o rozwoju wydarzeń w Królestwie.

Doktryna słowianofilska była specyficznym tworem rosyjskiego romantyzmu. Opierała się na przekonaniu, że „Rosja to kraj samoistny, ani trochę niepodobny do państw i krajów europejskich", jak pisał Konstanty Aksakow, jeden z prekursorów tego nurtu myślowego. Na czym miała polegać owa wyjątkowość Rosji? Otóż w przeciwieństwie do Zachodu, nie wyrosła ona na dziedzictwie starożytnego Rzymu. „Społeczeństwo rosyjskie wyrosło samodzielnie i w sposób naturalny, pod wpływem jednego wewnętrznego przekonania zaszczepionego przez Cerkiew i uświęconego przez tradycję" – pisał inny słowianofil Iwan Kirejewski. Dzięki temu lud rosyjski nie został skażony zachodnim racjonalizmem prawa rzymskiego i dziedzictwem rewolucji francuskiej, która według słowianofilów zatomizowała społeczeństwa Zachodu, zamieniając je w zbiór wyobcowanych, egoistycznych jednostek. Rosyjski lud opierał swoje więzi społeczne nie na bezdusznym prawie, ale na uświęconych zwyczajach i tradycjach.

Wzorem współżycia społecznego była dla słowianofilów tradycyjna, staroruska wspólnota gminna – obszczina, której funkcjonowanie opierało się na kolektywnym użytkowaniu ziemi i lasów, zbiorowej odpowiedzialności i rozstrzyganiu sporów na podstawie niepisanych, zwyczajowych praw. „Obszczina jest ową zasadą najwyższą, która nie może już znaleźć nic wyższego nad siebie, lecz tylko sama może się rozwijać, oczyszczać i wznosić coraz wyżej. To związek ludzi, którzy rezygnują ze swojego egoizmu, z osobowości swojej i okazują swoją wzajemną zgodność: jest to dzieło miłości, wzniosłe dzieło chrześcijańskie" – pisał słowianofilski myśliciel Aleksiej Chomiakow. I podczas gdy na Zachodzie dziedzictwo rzymskie, katolicyzm i tworzenie się państw na zasadzie zniewolenia jednych plemion przez drugie zniszczyły wspólnoty oparte o miłość, wprowadzając bezduszne, racjonalne prawo, to u podwalin państwa rosyjskiego miała leżeć „dobrowolność, swoboda i pokój". Na Zachodzie państwo zburzyło stary ład społeczny i stworzyło nowy, w Rosji ład społeczny istniał przed powstaniem państwa.

Z tych historiozoficznych wizji wynikały istotne wnioski: „Koncepcja świętej własności prywatnej prowadzi do odczłowieczenia i depersonalizacji stosunków międzyludzkich". – pisał Kirejewski. Ostrze krytyki wymierzone było więc nie tylko w feudalizm, ale także w zachodni kapitalizm i nierówności społeczne. Dlatego przeciwnicy ideowi słowianofilów nazywali ich koncepcje „prawosławnym socjalizmem". Dla słowianofilów dawna Ruś była rajem utraconym, w którym ludzie do życia w zgodzie nie potrzebowali przepisów prawnych, a nad powszechnym szczęściem i zgodą czuwała Cerkiew prawosławna. Raj został częściowo zniszczony przez reformy Piotra I, który chciał na siłę zeuropeizować społeczeństwo. Słowianofile stworzyli więc swoistą ideologię mesjanistyczną, w której Rosja po przekształceniu się na powrót w Ruś miała do wykonania dziejową misję przywrócenia staroruskich wartości i niesienia ich chylącemu się ku upadkowi Zachodowi.

Triumf nad łacinnikami

W tej mesjanistycznej koncepcji Polska odgrywała jedną z głównych ról. Słowianofile rozciągali bowiem swoją historiozofię, której centralnym punktem była prasłowiańska obszczina, na wszystkich Słowian. „Cały świat słowiański chroni dla ludzkości jeśli nie gotowy zarodek, to przynajmniej możliwość odrodzenia" – pisał Chomiakow. Katolicka i feudalna Polska była więc „Judaszem słowiańszczyzny", który za zdradę zapłacił upadkiem.

Już Bolesław Chrobry, prosząc papieża o błogosławieństwo, a cesarza niemieckiego o koronę usankcjonował zależność kraju od Zachodu. Ta zależność spowodowała wytworzenie się przepaści między polskim ludem a szlachtą. Przejęcie zachodnich wzorów kulturowych i katolicyzmu miało spowodować zniszczenie polskich obszczin i wytworzenie się w Polsce indywidualistycznego, wielbiącego siłę i gardzącego wspólnotowym braterstwem „arystokratyzmu", zagrażającego słowiańskim krajom, w których zachowała się wspólnota gminna.

Przegonienie Polaków z Kremla w 1612 roku nie było w tej koncepcji przypadkiem, ale rezultatem moralnej wyższości rosyjskich stosunków społecznych. Słowianofile nie spisywali jednak Polski na straty. Wprawdzie, jak pisał późniejszy doradca Komitetu Urządzającego Jurij Samarin, polski kler i szlachta „wbiły ostry klin łacinizmu w serce słowiańskiego świata, by rozłupać go na drzazgi", ale oryginalna słowiańska tradycja przetrwała w odciętym od szlacheckiej kultury polskim chłopstwie. „Łacińska dusza" szlachty i kleru nie zdołała zabić „słowiańskiej duszy" ludu polskiego. Żeby przywrócić Polsce jej zatracony charakter należało dokonać rewolucji moralnej, „zreslawizować" ją, emancypując lud kosztem ziemiaństwa.

Kiedy Nikołaj Milutin poprosił o wsparcie słowianofilów jako znawców spraw polskich, była to dla nich wymarzona okazja, żeby zacząć wprowadzać w życie to, co do tej pory było tylko utopijną wizją. Podstawę ideologiczną działań Komitetu Urządzającego stworzył dla Milutina wspomniany wcześniej Jurij Samarin. W zamówionym specjalnie na tę okazję artykule „Współczesny pogląd na sprawę polską" dokonał modyfikacji doktryny słowianofilskiej na użytek carskiej biurokracji. Rząd rosyjski – twierdził Samarin – powinien znaleźć oparcie w polskim ludzie i wypowiedzieć w imię słowiańskości bezkompromisową walkę „polonizmowi", czyli sile kulturalnej ściśle związanej z katolicyzmem. Przyszłość Polski, jeżeli ma ona przyszłość przed sobą, leży w świecie słowiańskim i w zgodnym pożyciu ze wszystkimi narodami, nie zaś na szarym końcu świata łacińskiego – pisał.

Eksperyment słowianofilski

Na słowianofilsko-nacjonalistycznej diagnozie Samarina Komitet Urządzający oparł projekty reform. Ta diagnoza tłumaczy zaciekłą walkę Komitetu z Kościołem katolickim, która objęła konfiskatę majątków kościelnych, zerwanie przez Królestwo konkordatu i zamknięcie większości klasztorów. Tłumaczy też, dlaczego reforma włościańska została przeprowadzona na znacznie korzystniejszych dla chłopów warunkach niż w Rosji. Słowianofilskie koncepcje Samarina przejawiały się w przekazaniu samorządu gminnego w ręce chłopów rządzących się za pośrednictwem wiejskiej gromady i w bezwzględnej walce ze szlachtą. Program „reslawizacji" i stworzenia nowej, ludowej Polski nie sprowadzał się jednak tylko do przebudowy układu społecznego. Obejmował również podważenie charakteru polskiej kultury, czerpiącej z łacińskich i katolickich wzorców. Jednym z ważniejszych nośników tej kultury był dla słowianofilów, a co za tym idzie również dla Komitetu Urządzającego, alfabet łaciński.

Reforma szkolnictwa stanowiła ważny element nowego systemu. Milutin bowiem uważał polskie chłopstwo za czystą kartę, na której można zapisywać dowolne treści. Rozpowszechnienie szkół elementarnych na wsi miało odsunąć szlachtę i księży od wpływu na lud. Do prac Komitetu włączono trzech słowianofilów: rosyjskiego slawistę Aleksandra Hilferdinga i dwóch polskich językoznawców: Stanisława Mikuckiego i Jana Papłońskiego. Hilferding w myśl doktryny słowianofilskiej był zwolennikiem zachowania praw narodów do swoich języków. Jednak zapis polskiego alfabetem łacińskim był już w odczuciu jego środowiska konsekwencją wpływu na Polskę kultury zachodniej. Słowianofile szczególnymi względami darzyli grażdankę, współczesną odmianę cyrylicy, alfabetu stosowanego do zapisu pierwotnego języka Słowian, staro-cerkiewno-słowiańskiego. Trójka naukowców opracowała więc transliterację polskiej wersji łacinki. Polskie głoski niewystępujące w rosyjskim postanowiono zapisywać odpowiednio zmodyfikowanymi bukwami. „Rz" zapisano jako „?", a zbitkę „ją" jako „?". „Ś", „ć" i „ź" trójka językoznawców zastąpiła rosyjskimi „?", „?" i „?" uzupełnionymi o miękkie znaki, a „ó" zamieniono na „ô". Z alfabetu łacińskiego ostały się niewystępujące w rosyjskim polskie samogłoski nosowe „ę" i „ą".

W 1865 roku ukazał się zatem drukowany polską wersją grażdanki „Elementarz dla dzieci wiejskich", rok później wydana tą samą metodą „Chrestomatja wiejska", czyli wybór poezji polskich poetów, m.in. Kochanowskiego, Mickiewicza, Lenartowicza i Malczewskiego, a w 1867 roku „Krótki zbiór historii Starego i Nowego Testamentu". Te trzy książki stanowiły komplet podręczników dla pierwszych klas szkół elementarnych w Królestwie. Trudno oszacować, w jak wielu szkołach ich używano. Z pewnością korzystały z nich dzieci w niemal 900 placówkach otwartych w ciągu kilku lat po powstaniu styczniowym przez Komitet Urządzający. Kwestią sporną pozostaje natomiast, czy używano ich także w szkołach, które istniały wcześniej.

Eksperyment słowianofilski w Kraju Przywiślańskim, jak zaczęto nazywać Kongresówkę, trwał zaledwie kilka lat. Utopijny plan przebudowy społecznej Polski okazał się zbyt trudny do zrealizowania. Słowianofile szybko utracili swoje wpływy i musieli ustąpić pola zwolennikom całkowitego zruszczenia Polaków. Niedługo później twórca nowego systemu szkolnictwa w Królestwie Aleksandr Apuchtin postawił sobie za cel, żeby „matka Polka nuciła nad kołyską dziecka rosyjską piosenkę". Już wkrótce miała nastać noc apuchtinowska, epoka bezwzględnej rusyfikacji, zamykania szkół, wzrostu analfabetyzmu, całkowitego rugowania polskości w oświacie, którą Żeromski opisuje w „Syzyfowych pracach".

Przez lata uwaga historyków skupiona była na rusyfikacji i mało kto pamiętał o „polskiej grażdance". Tuż przed pierwszą wojną światową historyk Aleksander Kraushar opisał ją jako szatański pomysł, jej współtwórcę Stanisława Mikuckiego nazywając „ohydnej pamięci litwinem". Sam „Elementarz dla dzieci wiejskich" w Bibliografii Polskiej XIX stulecia Estreichera dorobił się miana „curiosum azyatyzmu".

Dla słowianofilów epizod współpracy z carskimi biurokratami okazał się brzemienny w skutki. Fuzja słowianofilskich pomysłów i imperialnej Realpolitik zaczęła wypierać romantyczną utopię prawosławnej wspólnoty. Do lamusa odeszły poglądy twórców słowianofilstwa, że „nie rosyjskość jest ważna jako taka, ale emocjonalna wspólnota jako forma współżycia ludzkiego". Niektóre oryginalne pomysły słowianofilów natomiast, traktowane często wybiórczo, zaczęły stanowić budulec dla rosnącego w siłę panslawizmu i rodzącego się nowoczesnego nacjonalizmu rosyjskiego. Historia pokazała, że wpływy dziewiętnastowiecznych konserwatywnych utopistów na stałe wpisały się w rosyjską myśl polityczną, a koncepcje odwrócenia polskiej tradycji historycznej i zwrócenia kraju przeciwko Zachodowi miały jeszcze dać o sobie znać.

Przy pisaniu artykułu korzystałem m.­in. z:

Maria Strycharska-Brzezina, „Polskojęzyczne podręczniki dla klasy I szkoły elementarnej w Królestwie Polskim drukowane grażdanką", Kraków 2006

Henryk Głębocki, „Fatalna sprawa: kwestia polska w rosyjskiej myśli politycznej", Kraków 2000

Andrzej Walicki, „W kręgu konserwatywnej utopii. Struktury i przemiany rosyjskiego słowianofilstwa", Warszawa 1964

Tekst z archiwum tygodnika Plus Minus,

luty 2012

Tekst z tygodnika Plus Minus

„W przeszłym roku wydaną została w Petersburgu mała książeczka, na którą nikt dotychczas, jak się zdaje, nie zwrócił należytej uwagi" – donosił w połowie 1866 roku „Dziennik Warszawski" – „Książeczką tą jest polski abecadlnik, czyli elementarz dla dzieci wiejskich wydany po rusku, ruskim szryftem zastosowanym do polskiej ortografii".

Tą książeczką był „Elementarz dla dzieci wiejskich", ale wbrew temu, co pochopnie podał „Dziennik Warszawski", „abecadlnik" bynajmniej nie przeszedł niezauważony. Wydano go w 25 tys. egzemplarzy i już wkrótce stał się podręcznikiem dla polskich dzieci w pierwszych klasach szkół elementarnych. Zabór rosyjski kojarzy się z rusyfikacją. Po co więc, zamiast po prostu zruszczać polskie dzieci, carscy czynownicy zadali sobie trud transliteracji języka i próbowali wprowadzić ten dziwaczny twór do użytku codziennego?

Kiedy w Królestwie Polskim dogasało powstanie styczniowe, a na Litwie dopalały się puszczane z dymem przez żołnierzy Michaiła „Wieszatiela" Murawiowa wsie, w Rosji trwała wielka antypolska nagonka prasowa. Wśród rosyjskiej inteligencji rozpowszechniony był stereotyp polskiego feudalnego wstecznictwa przesiąkniętego katolickim fanatyzmem i pretensjami do utraconej potęgi. „Patriotyzm polski to wstający z grobu upiór, który gotów jest pić krew żywych istot" – pisał znany z nacjonalistycznych poglądów, niezwykle wpływowy publicysta „Moskowskich Wiedomosti" Michaił Katkow. – „Umarłe organizmy nie powstają z martwych. Śmierć państwa powinna pociągnąć za sobą śmierć narodu".

Katkow mógł liczyć na poparcie dużej części rosyjskich liberałów, którzy w powstaniu styczniowym widzieli „polską Wandeę" – feudalną i katolicką reakcję na zmiany wprowadzane przez oświecone siły postępu. Było już jasne, że spełzły na niczym rozbudzone w Petersburgu po powstaniu listopadowym nadzieje, iż pojawi się wśród polskiej arystokracji frakcja rosyjska na tyle silna, żeby skutecznie zapobiec kolejnemu powstaniu. Rosjanie nie chcieli w nieskończoność utrzymywać w swoich polskich guberniach wielkich garnizonów. Car Aleksander II postanowił sięgnąć po skalpel i raz na zawsze przeciąć „polski wrzód".

Pozostało 85% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski