Kto się kocha w czytaniu

Czytanie to akt zmysłowy, a biegłość w tej sztuce przekłada się na inne sfery życia – przekonują ci, którzy wbrew trendom próbują stworzyć zdrowy snobizm na lekturę w kraju, gdzie połowa obywateli w ciągu ostatniego roku nie sięgnęła ani razu po książkę

Publikacja: 19.05.2012 12:34

Kto się kocha w czytaniu

Foto: copyright PhotoXpress.com

Tekst z tygodnika "Przekrój"

Syndrom bibliotekarki: słyszysz, że ktoś lubi czytać, i widzisz od razu szarą mysz z nosem w książce. Zahukaną, samotną i – to prawie pewne – niespełnioną erotycznie.

Oderwaną od realiów, tkwiącą wciąż jedną nogą w którejś z minionych epok. Nieczułą na nowinki. Nad taką trzeba by dopiero pracować, dowartościowywać – myślisz sobie. Harówka ponad miarę. I bez gwarancji pozytywnych efektów. Ikona nieatrakcyjności, dzierżąca zadrukowany tom, symbol nudy. – Inny stereotyp, prowokujący podobne reakcje, to przeintelektualizowana absolwentka studiów humanistycznych. Niedostępna i zadzierająca nosa – mówi Monika Czaplicka, członkini Grupy Twórczej Qlub Xsiążkowy, która ze znajomymi uparła się, żeby zmienić ten stereotyp. – Bzdury. Czytają ludzie młodzi, otwarci, bez kompleksów. Książka jest jednym z elementów ich codziennego życia, nie należy do sacrum. – To dość proste: lubię czytać, tak jak ktoś inny lubi na przykład majsterkować – dorzuca Katarzyna Twardowska, PR?owiec i uczestniczka dyskusyjnych klubów książkowych. – Trudne do wytłumaczenia jedynie dla kogoś, kto nie ma żadnej pasji. Czy­tanie jest poza tym seksowne. Uruchamia wyobraźnię, wymaga przygotowania, rozgrzewki. Pobudza zmysły. Sylwia Chutnik, pisarka, absolwentka liceum księgarskiego: – Ludzie, którzy nie czytają, są dla mnie zwyczajnie obciachowi.

Nie ma książek, nie ma seksu

Sylwia ze zdjęcia ma na sobie wydekoltowaną sukienkę vintage, fioletowe rajstopy i białe buty. Wygląda jak siostra bliźniaczka zmarłej niedawno Amy Winehouse. Współczesna pin?up?riot girl z tatuażami i różowym pasmem włosów, leżąca na łące. Pod nią purpurowa kapa, przed nią – otwarta książka. Podpis: „Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka!". – Łóżko i książka to dla mnie połączenie oczywiste, bo tam właśnie czytam najczęściej – mówi Sylwia.

W łóżkach z książkami sfotografowali się też: wokalistka Marishaa, artysta i performer Paweł Althamer, naczelna feministka kraju Kazimiera Szczuka, członkowie Kapeli ze Wsi Warszawa, dziennikarka Anna Laszuk, copywriterka Zazie. Zbyt barwni, zbyt kojarzący się z nowoczesnością, by zasłużyć na epitet nudnego książkowego mola. Oraz dziesiątki innych, znanych i mniej znanych, którym bliskie jest hasło reżysera Johna Watersa: „If you go home with somebody and they don't have books, don't fuck them" (co w wolnym tłumaczeniu znaczy właśnie: „Jeśli trafisz z kimś do jego domu i nie ma tam książek, nie idź z nim do łóżka"). Zgłaszają się, żeby wziąć udział w przedsięwzięciu, które ze spontanicznej akcji kilkunastu rozkochanych w książkach warszawiaków rozrosło się w ogólnopolską kampanię społeczną. – Tylko tak, przez abstrakcyjne na pozór skojarzenie, można przekonać tych, którzy czytać się boją – uważa Monika Czaplicka. – Pokazujemy, że jest to czynność bliska innym przyjemnościom, bardziej przez nich cenionym. „Chcemy, by widzieli się w intymnym towarzystwie książek. Żeby stawały się one elementem ich wizerunku. Nie ma nic bardziej sexy niż fajna osoba w fajnym łóżku z odpowiednią lekturą" – piszą na stronie internetowej. „Dlatego też chcemy pokazać książkę w nowej odsłonie – jako atrybut seksualny, decydujący o naszej atrakcyjności". Akcja wystartowała w połowie listopada i nabrała tempa, które zaskoczyło samych jej twórców.

Xsiążki w Bukklubie

Zaczęło się od Qlubu Xsiążkowego. Właśnie, Qlubu, bo założyciele dyskusyjnych grup czytelniczych też robią, co mogą, by choć w nazwie uniknąć skojarzeń z przaśnością prowincjonalnego domu kultury organizującego wieczorki z książką dla nudzących się emerytek.

Stąd book cluby – z angielska, w nawiązaniu do popularnych w krajach anglosaskich inicjatyw. Albo w lekko spolszczonej formie – bukklub, jak ten, który w ubiegłym miesiącu ruszył czytaniem „Filipa" Leopolda Tyrmanda w warszawskiej galerii Kordegarda. No więc Qlub, działający już od trzech lat i zawiązany przez aktywistkę Biankę Siwińską (wcześniej rozkręciła akcję „Dziewczyny na politechniki", zachęcającą kobiety do studiów na uczelniach technicznych), skupia 20–30?latków, którzy uznali, że skoro nadmiar zajęć odciąga ich od czytania, trzeba spotykać się regularnie i rozmawiać o książkach, by zyskać motywację. Gdziekolwiek – w kawiarni, klubie, w mieszkaniach. W porywach przychodziło kilkadziesiąt osób, z wyraźną przewagą kobiet. Zaczęli zapraszać też autorów. Podczas sierpniowej dyskusji o książce „Żydówek nie obsługujemy" Mariusza Sieniewicza ktoś rzucił hasło z Watersa o domu bez książek i seksie. Pomyśleli, że to dobre hasło do promocji Qlubu wśród młodych.

Z fotografami i graficzną oprawą przedsięwzięcia nie było kłopotów, jako że większość bywalców to ludzie zawodów artystycznych. Wystarczyło tylko namówić kilka rozpoznawalnych postaci na sesje zdjęciowe. Co też nie okazało się trudne, bo – jak mówi Sylwia Chutnik – jako absolwentka liceum księgarskiego czuje się zobowiązana, by promować czytelnictwo każdymi metodami i każdym sposobem. A wykorzystywanie seksu w takiej promocji wcale nie jest równoznaczne z seksizmem. To uwaga do tych, którzy zarzucają twórcom kampanii grę na podobnych emocjach, co firmy zachęcające do zakupu garnków plakatem z roznegliżowaną panienką.

– Na podobny zarzut naraził się kilka miesięcy wcześniej artysta Maurycy Gomulicki, gdy prezentował w krakowskim MOCAK?u projekt „Bibliophilia": zdjęcia półnagich młodych dziewczyn na tle półek z książkami – mówi Anna Desponds, socjolożka, organizatorka Bukklubu w Kordegardzie. – Nie dostrzeżono mrugnięcia okiem, ironii. Na ile taka kampania – prowokacyjna, ironiczna – może być skuteczna? Zdaniem Anny Desponds ktoś może się poczuć dyskryminowany, bo skoro nie czyta, to odmawia się mu prawa do inteligencji. Tak jakby usłyszał: nie masz dużego, czerwonego samochodu, to spadaj stąd, nie należysz do elity.

Anna Kurowicka, 26?letnia absolwentka anglistyki, założycielka book clubu, który też działa regularnie od trzech lat w prywatnych mieszkaniach: – Książka równa się seks? To może zadziałać pozytywnie chyba jedynie na tych, którzy są wykształceni i uważają się za inteligentów, ale pracują teraz po 12 godzin dziennie w biznesie, więc najwyżej sięgną czasem po poradnik motywacyjny dla menedżera. Pomyślą: – O cholera, chodzę po modnych klubach, poznam kogoś, niech spyta mnie przypadkiem, co ostatnio czytałem. Żenada, prawda?

Piekielna dziewczyna z książką

„Znajdź sobie dziewczynę, która nie czyta" – napisał przed rokiem 21?letni Charles ­Warnke w internetowym magazynie kulturalnym „Thought Catalog". Gdzie taką poznać? Najpewniej w barze albo zatłoczonym nocnym klubie. „Zabierz ją do siebie. Niech znajomość na jedną noc stopniowo przerodzi się w związek. Poszukaj bezpiecznych wspólnych tematów, jak sushi czy folk. Nie rozmawiaj o ważnych sprawach. Myśl niewiele" – ciągnie swój tekst Warnke.

Jest studentem z kalifornijskiego Berkeley. Opublikował kilka felietonów, pracuje nad pierwszą powieścią i choć jego tekst był zamierzoną prowokacją, nie przypuszczał nawet, jaką wywoła burzę. „Życie narratora u boku Tej, Która Nie Czyta, potoczy się nudno i przewidywalnie" – przyznawał z pełną świadomością. Ale jego zdaniem „lepszy żywot w takim czyśćcu niż w piekle – u boku dziewczyny, która poznała tajniki składni, docenia znaczenie fabuły, używa bogatego słownictwa i nie przeszkadza jej nieuchronność zakończenia, skoro opłakała już tysiące literackich bohaterów". Wpis zatytułowany „You Should Date An Illiterate Girl" („Powinieneś umawiać się z analfabetką") puchnie od komentarzy. Jedni gratulują autorowi, inni nie szczędzą mu złośliwości. Przekazują manifest znajomym.

Tak dotrze do Rosemarie Urquico. Mieszka w mieście Baguio na Filipinach i pasuje idealnie do archetypu wykształconej i elokwentnej femme fatale, przed którym przestrzega Warnke. Odkąd skończyła studia, tak jak on zarabia na życie pisaniem. Wkurzył ją ten chłopak z Kalifornii. Odpowie mu w sieci własnym tekstem: „Znajdź sobie dziewczynę, która czyta. Taką, która kupuje książki zamiast ubrań i ma ich tyle, że w jej szafach brak miejsca. Taką, która zawsze nosi przy sobie przynajmniej jedną lekturę, ma kartę biblioteczną od 12 roku życia i płacze cicho z radości, znajdując tytuł, którego szukała latami. Jednym słowem: nie wiesz, co tracisz, mój drogi. Zwłaszcza że instrukcja obsługi mi podobnych jest łatwiejsza, niż myślisz. Jeśli nie masz pomysłu na prezent, zawsze możesz kupić mi książkę".

Internetowa społeczność stanęła po stronie Rosemarie. To ona stała się królową sieci dzięki tekstowi, który krąży nadal jak wirus, trafiwszy do czołówki najbardziej popularnych cytatów serwisu mikroblogów Tumblr. Hasło „Date A Girl Who Reads", wpisane do wyszukiwarki Google, pojawia się na 73 milionach stron, podczas gdy esej Charlesa Warnke powielono niespełna 100 tysięcy razy. „Znajdź sobie dziewczynę, która czyta, bo na nią zasługujesz – kończy swój wywód Rosemarie. – A jeszcze lepiej: znajdź taką, która sama pisze".

W komunie z lekturą

Monika Sznajderman, wydawca, prowadząca razem z mężem, pisarzem Andrzejem Stasiukiem, Wydawnictwo Czarne: – To naprawdę istnieją ludzie, którzy chwalą się nieoczytaniem? Nie wierzę.

– Czytanie jest zajebiste – mówi pisarka Sylwia Chutnik. – A ludzie czytający? Bardziej spokojni. Może dlatego, że ciągle ruszają oczami od lewej do prawej. Stereotyp dyskusyjnego klubu książki: grupa pań w średnim lub podeszłym wieku, w sweterkach i okularach, rozprawia o powieścidłach w kącie pod paprotką. Albo inaczej: bogate Amerykanki, żony swoich mężów, które nudzą się same w domach, więc wkładają perły, żakiet od Chanel i idą do salonu sąsiadki, by usiąść w kółeczku i deliberować nad kolejnymi pozycjami z klasycznego literackiego kanonu. Obowiązkowy gadżet oprócz książki: kawa w porcelanowych filiżankach. Mądre miny. Atmosfera elitarności i tłumionych frustracji.

– Albo inaczej: ugrzecznione ciepełko, klimat rodem z powieści Musierowicz lub książek w stylu „Klub Miłośników Jane Austen" Karen Fowler, gdzie życie bohaterów zmienia się na lepsze dzięki wspólnemu czytaniu – mówi Anna Kurowicka. – Tymczasem book cluby, zwłaszcza w dużych miastach, mają aspekt przede wszystkim praktyczny: jesteśmy zapracowani, samemu trudno zmusić się do czytania. Zobowiązanie wobec grupy zmusza do wysiłku.

– Drugi powód to głód debaty publicznej, który teraz powoli zaczynają zaspokajać różne środowiska i organizacje. Chcemy rozmawiać o literaturze, bo to nas sytuuje w gronie ludzi, którzy dzielą się doświadczeniem w cywilizowany sposób. To jest fajne i twórcze. Oczywiście powód jest też również taki, że jesteśmy ciekawi innej interpretacji i nie skazujemy się na tak zwane listy bestsellerów układane tylko przez rynek – mówi Katarzyna Twardowska.

– Książka służy jako pretekst, tak naprawdę chodzi o nas samych – dodaje Katarzyna Urbanowicz z mediateki Przystanek Książka na warszawskiej Ochocie. – Ludzie umawiają się na dyskusje nie tylko z pasji mówienia o literaturze, ale żeby opowiedzieć o sobie, podzielić się z drugim przeżyciami. Tym bardziej że – jak podkreśla Anna Kurowicka – wytworzone w erze młodego polskiego kapitalizmu przekonanie, że czytelnik to niezaradny humanista, a prawdziwym człowiekiem czynu na miarę nowej epoki jest rzutki biznesmen, odchodzi już do lamusa. Przewartościował je światowy kryzys. Gdy zaczynamy borykać się z brakiem środków, łatwiej docenić rozrywkę, która kosztuje niewiele albo nic, zwłaszcza jeśli książkę czyta lub opowiada nam ktoś inny. I lgniemy do bliźnich, bo w trudnych czasach raźniej zbić się w grupę.

Na głos, erotycznie

W Przystanku Książka ciemno, tylko w magazynie, wśród regałów, pali się lampka. Oświetla aktora Pawła Koślika czytającego na głos fragmenty „Biblioteki cieni" Mikkela Birkegaarda. Zasłuchane grupy siedzą na poduszkach pod ścianami, wpatrzone w ten jasny punkt, zasłuchane. Za chwilę przyjdą kolejni, czytali już razem w garderobie teatralnej, pralni, sklepie z kapeluszami i kilku innych miejscach, których właściciele włączyli się w akcję Teatru Ochota – „Czytamy gdzie indziej". Jeszcze jedna forma nowego czytelniczego snobizmu. – Niekiedy wystarczy inna aranżacja przestrzeni, gra światłem, trochę rekwizytów, by przywrócić lekturze dawny smak – mówi Katarzyna Urbanowicz z Przystanku Książka. – Odkryli to już dawno założyciele pierwszych polskich klubokawiarni. My jesteśmy biblioteką o 40?letniej tradycji, ale odmienny design, meble, stylizacja trochę na stację kolejową, wszystko to sprawia, że czytelnicy wolą tu przebywać i czekać u nas czasem nawet cztery miesiące w kolejce na książkę, którą wypożyczyliby od ręki w innej bibliotece dwie ulice dalej.

Urbanowicz podkreśla, że głośne czytanie, odkrywane ostatnio na nowo, zawdzięcza swój renesans między innymi audiobookom. Technika bywa więc sprzymierzeńcem. – Czytanie na głos to bardzo erotyczne zajęcie – mówi Monika Czaplicka. – Znamy sporo par, które traktują je jako element gry wstępnej.

Nawet jeśli nie mamy sił na lekturę do ostatniej deski, zawsze jest szansa na inny czytelniczy finisz. Jak u Anne Fadiman w „Exlibrisie" – lekturze obowiązkowej każdego książkowego maniaka: „Pamiętam, jak pewnego popołudnia dzieliliśmy z moim chłopakiem z college'u jego wąskie łóżko, leżąc na waleta, by uniknąć pokusy przed końcem sesji, i podając sobie z rąk do rąk zwalisty rudy tom «Poetów romantycznych», czytaliśmy na zmianę «Pieśni niewinności i doświadczenia» Blake'a. Nie zaszliśmy daleko. 700 lat wcześniej Paolo i jego szwagierka Francesca wpadli w kłopoty, robiąc mniej więcej to samo. (...) Czytali sobie nawzajem «Lancelota z Jeziora» i gdy dotarli do zakazanego pocałunku Ginewry, ich los był już przesądzony. Jak to dyskretnie ujęła Francesca w pieśni V «Piekła» Dantego: „W ten dzień jużeśmy nie czytali więcej".

Tekst z tygodnika "Przekrój"

Syndrom bibliotekarki: słyszysz, że ktoś lubi czytać, i widzisz od razu szarą mysz z nosem w książce. Zahukaną, samotną i – to prawie pewne – niespełnioną erotycznie.

Pozostało 99% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski