Syndrom bibliotekarki: słyszysz, że ktoś lubi czytać, i widzisz od razu szarą mysz z nosem w książce. Zahukaną, samotną i – to prawie pewne – niespełnioną erotycznie.
Oderwaną od realiów, tkwiącą wciąż jedną nogą w którejś z minionych epok. Nieczułą na nowinki. Nad taką trzeba by dopiero pracować, dowartościowywać – myślisz sobie. Harówka ponad miarę. I bez gwarancji pozytywnych efektów. Ikona nieatrakcyjności, dzierżąca zadrukowany tom, symbol nudy. – Inny stereotyp, prowokujący podobne reakcje, to przeintelektualizowana absolwentka studiów humanistycznych. Niedostępna i zadzierająca nosa – mówi Monika Czaplicka, członkini Grupy Twórczej Qlub Xsiążkowy, która ze znajomymi uparła się, żeby zmienić ten stereotyp. – Bzdury. Czytają ludzie młodzi, otwarci, bez kompleksów. Książka jest jednym z elementów ich codziennego życia, nie należy do sacrum. – To dość proste: lubię czytać, tak jak ktoś inny lubi na przykład majsterkować – dorzuca Katarzyna Twardowska, PR?owiec i uczestniczka dyskusyjnych klubów książkowych. – Trudne do wytłumaczenia jedynie dla kogoś, kto nie ma żadnej pasji. Czytanie jest poza tym seksowne. Uruchamia wyobraźnię, wymaga przygotowania, rozgrzewki. Pobudza zmysły. Sylwia Chutnik, pisarka, absolwentka liceum księgarskiego: – Ludzie, którzy nie czytają, są dla mnie zwyczajnie obciachowi.
Nie ma książek, nie ma seksu
Sylwia ze zdjęcia ma na sobie wydekoltowaną sukienkę vintage, fioletowe rajstopy i białe buty. Wygląda jak siostra bliźniaczka zmarłej niedawno Amy Winehouse. Współczesna pin?up?riot girl z tatuażami i różowym pasmem włosów, leżąca na łące. Pod nią purpurowa kapa, przed nią – otwarta książka. Podpis: „Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka!". – Łóżko i książka to dla mnie połączenie oczywiste, bo tam właśnie czytam najczęściej – mówi Sylwia.
W łóżkach z książkami sfotografowali się też: wokalistka Marishaa, artysta i performer Paweł Althamer, naczelna feministka kraju Kazimiera Szczuka, członkowie Kapeli ze Wsi Warszawa, dziennikarka Anna Laszuk, copywriterka Zazie. Zbyt barwni, zbyt kojarzący się z nowoczesnością, by zasłużyć na epitet nudnego książkowego mola. Oraz dziesiątki innych, znanych i mniej znanych, którym bliskie jest hasło reżysera Johna Watersa: „If you go home with somebody and they don't have books, don't fuck them" (co w wolnym tłumaczeniu znaczy właśnie: „Jeśli trafisz z kimś do jego domu i nie ma tam książek, nie idź z nim do łóżka"). Zgłaszają się, żeby wziąć udział w przedsięwzięciu, które ze spontanicznej akcji kilkunastu rozkochanych w książkach warszawiaków rozrosło się w ogólnopolską kampanię społeczną. – Tylko tak, przez abstrakcyjne na pozór skojarzenie, można przekonać tych, którzy czytać się boją – uważa Monika Czaplicka. – Pokazujemy, że jest to czynność bliska innym przyjemnościom, bardziej przez nich cenionym. „Chcemy, by widzieli się w intymnym towarzystwie książek. Żeby stawały się one elementem ich wizerunku. Nie ma nic bardziej sexy niż fajna osoba w fajnym łóżku z odpowiednią lekturą" – piszą na stronie internetowej. „Dlatego też chcemy pokazać książkę w nowej odsłonie – jako atrybut seksualny, decydujący o naszej atrakcyjności". Akcja wystartowała w połowie listopada i nabrała tempa, które zaskoczyło samych jej twórców.