Życie i śmiech według Dilberta

Powiedzieć, że komiksy Scotta Adamsa o Dilbercie są antykorporacyjne, to tak jakby rzec: „na biegunie jest odrobina śniegu”. Każdy, kto miał okazję choćby otrzeć się o życie w tej dziwnej kapitalistycznej krainie, rozpozna w żartach amerykańskiego rysownika doskonale znane typy

Publikacja: 08.06.2012 01:01

Scott Adams (po prawej). Kubki, kalendarze, gry i wszelkie inne „dilbertowe” gadżety to dziś potężny

Scott Adams (po prawej). Kubki, kalendarze, gry i wszelkie inne „dilbertowe” gadżety to dziś potężny biznes

Foto: AP

8 czerwca 2012 roku Scott Adams kończy 55 lat. 

Tekst z dodatku Plus Minus

Są u Adamsa (i w życiu)?szefowie, których głupota dorównuje tylko ich nadęciu, są irytujący koledzy i koleżanki, z którymi niby żyć powinno się lżej, bo wspólna niedola łączy, lecz którzy dokładają do biurowego piekła własne bęcwalstwa i neurozy. Są nieznośnie nudne narady, konferencje i zebrania, są specjaliści od marketingu uważający, że nie mają czego promować, bo produkt jest do niczego, i specjaliści od produkcji sądzący, że marketingowcy nie byliby w stanie sprzedać nawet wody na Saharze. No i kto nie zgodziłby się z twierdzeniem: „zewnętrzni konsultanci są wiarygodni, bo nie są na tyle głupi, by pracować w twojej firmie".

W tym szalonym miejscu najbardziej chore pomysły i postacie wydają się na miejscu. Nie dziwi więc dinozaur imieniem Bob propagujący wegetarianizm, Śmieciarz filozof w najlepszej tradycji szekspirowskiego grabarza z „Hamleta" ani nawet fikcyjne wschodnioeuropejskie państwo Elbonia, w którym tępi tubylcy wystrzeliwują satelity kosmiczne za pomocą dużej procy. (Demonicznego szefa HR – Catberta – nie zaliczam do pomysłów chorych, bo zbyt wielu podobnych spotkałem w prawdziwym życiu).

Trudne wesołego początki

Skoro w świecie Dilberta wszystko jest nienormalne, to można obchodzić nieokrągłą i kulawą rocznicę jego debiutu – pierwszy pasek ukazał się 16 kwietnia 1989 r., a więc 23 lata temu. Wówczas był to zupełnie inny komiks. Kreska Scotta Adamsa była jeszcze dość rozchwiana i delikatna, nic też nie zapowiadało przeboju biurowego. Pierwsze paski o Dilbercie (któremu od razu towarzyszył dużo mądrzejszy od niego i sarkastycznie nastawiony do życia pies) wyglądały raczej na skrzyżowanie „Fistaszków" Charlesa Schultza, „Garfielda" Jima Davisa i psychodelicznych rysunków Gary'ego Larsona o naukowcach. Inżynier Dilbert ukazany był jako cymbał-pechowiec pracujący nad odjechanymi wynalazkami, które oczywiście zawsze pakują go w kłopoty. Relacje między psem Dogbertem a Dilbertem mocno przypominały te łączące kota Garfielda i jego właściciela. Do inspiracji „Fistaszkami" z kolei Scott Adams przyznaje się sam – pytany w wywiadach, czy nie przeszkadzają mu liczni naśladowcy, odpowiada, że sam „pożyczył" pomysł paska o właścicielu gadającego psa właśnie z kreacji Charlesa Schultza (tam mieliśmy Charliego Browna i jego filozofującego psa imieniem Snoopy).

Tamte trudne czasy dawno minęły. Dziś Scott Adams jest megagwiazdą. Komiksy o Dilbercie trafiły do gazet niemal 70 krajów całego świata i przełożono je na ponad 20 języków, ukazują się też w wyborach książkowych. Stały się również podstawą poradników biznesowych, takich jak znana i u nas „Zasada Dilberta". wyprodukowano także dwie wersje serialu animowanego. Językoznawcy skrzętnie odnotowują też to, jak dzięki slangowi z „Dilberta" zmienia się współczesna amerykańska angielszczyzna (wśród wielu zwrotów, które weszły do powszechnego użytku, jest m.in. „to jest na mojej liście"). Natomiast chyba najdziwniejszą kontrybucją Adamsa w życie współczesnej Ameryki było założenie firmy Scott Adams Foods, Inc, która produkowała Dilberito – wegetariańskie burrito zawierające witaminy i składniki mineralne. Jak wyjaśnił rysownik „New Yorkerowi", „okazało się, że ludzie nie są zainteresowani byciem zdrowymi, więc wyleciałem z interesu".

Komiks, czyli życie

Najciekawszym efektem dilbertomanii jest fakt, że Scott Adams stał się w USA nie tylko humorystycznym celebrytą, ale i człowiekiem instytucją. Sam przyznaje, że dostaje tysiące listów i e-maili od pracujących w korporacjach ludzi, którzy chętnie dzielą się z nim swoimi żalami pod adresem nielubianych szefów. Według Adamsa sporo z tego materiału trafia potem do komiksów. On sam nie stroni też od prowokacyjnych akcji promocyjnych, które są jednocześnie rozpoznaniem bojowym – pewnego razu na przykład z przyklejonymi wąsami i w peruce udawał menedżera w amerykańskiej centrali Logitechu. Śmiech zamiera jednak na ustach, kiedy czyta się doniesienia o przypadkach takich jak historia Davida Stewarda, pracownika kasyna w Iowa: biedak powiesił na biurowej tablicy ogłoszeń pasek z Dilbertem, w którym menedżerowie byli porównani do pijanych lemurów. Został za to zwolniony z pracy. Oczywiście ten przypadek także trafił do komiksu.

Sądząc po liczbie naśladownictw Dilberta, temat był oczywisty i leżał na ulicy, tylko oczywiście ktoś musiał pierwszy się po niego schylić. Gdyby nie paski Adamsa, nie byłoby sukcesów serialu „Biuro" („The Office", 2001 – 2003) oraz jego wersji amerykańskiej, niemieckiej, francuskiej, chilijskiej, szwedzkiej i izraelskiej. Nie byłoby też brytyjskiego sitcomu „IT Crowd" (u nas wyświetlanego jako „Technicy-magicy") rozgrywającego się w wieżowcu (głównie w podziemiach) korporacji Reynholm Industries, której pracownicy wykazują spore podobieństwo do nieszczęsnych idiotów z opowieści o Dilbercie i jego przełożonych. Jednak komiksy Scotta Adamsa mówią o czymś więcej niż tylko o złych szefach i głupich kolegach z pracy.

Tak naprawdę są bowiem opowieściami nie tyle o naturze korporacji, ile o władzy. A ona – niezależnie od tego, czy posiądzie ją państwowy urzędnik, menedżer czy partyjny kacyk – sprawia, że pochwała głupoty (własnej) i rozkwit pogardy (dla wszystkich, którzy są poniżej) stają się stanem usankcjonowanym. Oto jedna z zasad Dilberta: „Nigdy nie odpowiadaj na pytanie, póki nie dowiesz się dokładnie, kto pyta, dlaczego pyta i co zamierza zrobić z odpowiedzią". Czyż nie sprawdza się także w dowolnej służbie mundurowej, a nawet – zachowując wszelkie proporcje – w państwie autorytarnym lub totalitarnym?

Rysunkowy Franz Kafka

Dilbert" zarazem znakomicie oddaje ducha czasów, w których przeciętny człowiek ma wrażenie, że zupełnie nic już od niego nie zależy. Miejsca, w których zapadają ważne dla jego życia decyzje, znajdują się w miejscach niedostępnych zwykłemu śmiertelnikowi: poczynając od niejawnych (dla naszego ponoć dobra) ustaleń polityków przez szklane wieżowce technokratycznej i biznesowej elity, skończywszy na pokojach prezesów czy szefów działów w naszych własnych firmach.

Nikt nie rozumie już nie tylko, jakie mechanizmy wywołały kryzys finansowy, ale nawet tego, jak funkcjonuje automat z kawą. Wszyscy dookoła posługują się dziwacznym żargonem – nasz zaprzyjaźniony spec od  komputerów, nasze dziecko surfujące po Internecie, nasz fryzjer, który nagle okazuje się „menedżerem farmy piękności", eksperci w telewizji opowiadający w kompletnie niezrozumiały sposób, dlaczego znów musimy pracować więcej, lecz za mniej. Niemożliwe okazuje się odkrycie, kto i co tak naprawdę kieruje naszym życiem. Coraz częściej mamy więc wrażenie, że jesteśmy ofiarami systemu, który działa sam dla siebie. Ten kafkowski wymiar komiksów Scotta Adamsa był zresztą wielokrotnie podkreślany przez krytyków.

Jak brzmi diagnoza Dilberta? „Twój mózg przypomina żołądek. Kiedy jest pusty – wrzucisz do niego cokolwiek, byle się zapełnił". Problem w tym, że coraz rzadziej wrzucamy tam cokolwiek własnoręcznie.

Autor jest publicystą tygodnika „Uważam Rze" i Radia Wnet

8 czerwca 2012 roku Scott Adams kończy 55 lat. 

Tekst z dodatku Plus Minus

Pozostało 99% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski