8 czerwca 2012 roku Scott Adams kończy 55 lat.
Są u Adamsa (i w życiu)?szefowie, których głupota dorównuje tylko ich nadęciu, są irytujący koledzy i koleżanki, z którymi niby żyć powinno się lżej, bo wspólna niedola łączy, lecz którzy dokładają do biurowego piekła własne bęcwalstwa i neurozy. Są nieznośnie nudne narady, konferencje i zebrania, są specjaliści od marketingu uważający, że nie mają czego promować, bo produkt jest do niczego, i specjaliści od produkcji sądzący, że marketingowcy nie byliby w stanie sprzedać nawet wody na Saharze. No i kto nie zgodziłby się z twierdzeniem: „zewnętrzni konsultanci są wiarygodni, bo nie są na tyle głupi, by pracować w twojej firmie".
W tym szalonym miejscu najbardziej chore pomysły i postacie wydają się na miejscu. Nie dziwi więc dinozaur imieniem Bob propagujący wegetarianizm, Śmieciarz filozof w najlepszej tradycji szekspirowskiego grabarza z „Hamleta" ani nawet fikcyjne wschodnioeuropejskie państwo Elbonia, w którym tępi tubylcy wystrzeliwują satelity kosmiczne za pomocą dużej procy. (Demonicznego szefa HR – Catberta – nie zaliczam do pomysłów chorych, bo zbyt wielu podobnych spotkałem w prawdziwym życiu).
Trudne wesołego początki
Skoro w świecie Dilberta wszystko jest nienormalne, to można obchodzić nieokrągłą i kulawą rocznicę jego debiutu – pierwszy pasek ukazał się 16 kwietnia 1989 r., a więc 23 lata temu. Wówczas był to zupełnie inny komiks. Kreska Scotta Adamsa była jeszcze dość rozchwiana i delikatna, nic też nie zapowiadało przeboju biurowego. Pierwsze paski o Dilbercie (któremu od razu towarzyszył dużo mądrzejszy od niego i sarkastycznie nastawiony do życia pies) wyglądały raczej na skrzyżowanie „Fistaszków" Charlesa Schultza, „Garfielda" Jima Davisa i psychodelicznych rysunków Gary'ego Larsona o naukowcach. Inżynier Dilbert ukazany był jako cymbał-pechowiec pracujący nad odjechanymi wynalazkami, które oczywiście zawsze pakują go w kłopoty. Relacje między psem Dogbertem a Dilbertem mocno przypominały te łączące kota Garfielda i jego właściciela. Do inspiracji „Fistaszkami" z kolei Scott Adams przyznaje się sam – pytany w wywiadach, czy nie przeszkadzają mu liczni naśladowcy, odpowiada, że sam „pożyczył" pomysł paska o właścicielu gadającego psa właśnie z kreacji Charlesa Schultza (tam mieliśmy Charliego Browna i jego filozofującego psa imieniem Snoopy).