* * * *

Le?la Marouane,
„Życie seksualne muzułmanina w Paryżu",
tłum. Gabriela Hałat, Claroscuro, 250 s.

Alors, ta historia zaczyna się w Paryżu, a właściwie nie w Paryżu, tylko w dokładnym jego przeciwieństwie – banlieue. Przeprowadzka z zaniedbanych przedmieść stolicy do centrum może okazać się trudniejsza niż przeprawa z państw Maghrebu do Europy, zaś granice, które trzeba w tym celu przekroczyć, nie mają charakteru fizycznego. Kod pocztowy Saint-Ouen (z takim kodem w CV próżno szukać pracy, a nawet nowego mieszkania) nie jest jednak największym nieszczęściem, jakie spotkało bohatera powieści Le?li Marouane. Oprócz tego jest on jeszcze muzułmaninem, maminsynkiem i prawiczkiem. W wieku 40 lat jest do tego stopnia sfrustrowany swoją wymuszoną niewinnością, że dążenie do pozbycia się balastu niechcianej cnoty staje się siłą napędową wszelkich podejmowanych przez niego działań. Prostowanie włosów, wybielanie skóry, markowe garnitury, kolejne butelki wina zamawiane w towarzystwie kolejnych kobiet w Café de Flore, wreszcie – szalenie drogie mieszkanie w Saint Germain des Prés... Oby tylko się udało, wreszcie, z którąś, inszallah.

Gdy myślimy o problemach imigrantów w państwach Zachodu, do głowy przychodzi nam najczęściej wykluczenie ekonomiczne – przekazywana z pokolenia na pokolenie bieda. Tymczasem to wcale nie ona zamienia w piekło życie Mohameda Ben Mokhtara. A raczej Basile'a Tocquarda, gdyż główny bohater już jako nastolatek zrozumiał, że nie zrobi kariery w świecie paryskiej finansjery, nosząc piętno „niewłaściwego" pochodzenia. Nazwisko – w tajemnicy przed rodziną – zmienił, karierę zrobił, lecz piętno pozostało. Basile wiedzie podwójne życie: w domu gra rolę doskonałego muzułmanina, „oczka w głowie mamy". W świecie zewnętrznym pozuje przede wszystkim przed kobietami, udając bogatszego, bardziej francuskiego, bardziej doświadczonego i znacznie mniej tradycyjnego, niż w istocie jest. A jaki właściwie jest? Kiedy nie gra? Chyba tylko wtedy, gdy powraca z łowów (znowu nieudanych, merde) do swojego apartamentu i zasiada do pisania. Zbiera notatki do powieści, która przedstawi jego prawdziwe oblicze, odda sprawiedliwość „sułtanowi z Saint Germain", a zarazem objawi światu jego literacki talent. Książka ma się ukazać pod jego rodowym nazwiskiem, pozwalając mu powrócić do utraconej (a może ukrywanej) tożsamości. Cóż, kiedy zapisane strony wciąż giną, podkradane przez występną kobietę (czyż nie wszystkie takie są?) – pewną pisarkę, która „niszczy życie każdemu, kogo spotka" i „zwija żagle, gdy jest po wszystkim".

„Życie seksualne..." z początku czyta się jak opowieść o formach wykluczenia innych niż brak pracy, pieniędzy i dóbr, o tym, jak ważny jest kapitał kulturowy i społeczny – jest to myśl dość już oklepana, choć przedstawiona przez autorkę atrakcyjnie i z ironią. Następnie czytelnik odkrywa ciekawszą warstwę książki – opis tego, jak człowiek dokonuje samowykluczenia, uwewnętrzniając stereotypy, które go określają. Bohater zmienia nazwisko na francuskie, choć tęskni za rodowym. Marzy o spotkaniach z jasnowłosymi Europejkami, ale nieustannie wikła się w związki z imigrantkami z państw muzułmańskich. Żyje jak kafir, niewierny, jednocześnie oczekując od kobiet ze swojej rodziny skromnego prowadzenia się. Pijatyki, po których przychodzą religijne refleksje, banalne randki opisywane w konwencji mistycznej, snucie planów pielgrzymki do Mekki po weekendzie pełnym mało pobożnych czynów – to wszystko składa się na wewnętrzną walkę bohatera o wyklarowanie własnej tożsamości – nienarzuconej mu przez wymagania religii, rodziny czy burżuazyjnego Tout-Paris. Nie wiadomo, czy ta walka może zakończyć się sukcesem. Na pewno może doprowadzić do szaleństwa.

Wreszcie gdzieś pod powierzchnią fabuły rysuje się ostatni, najciekawszy aspekt książki. Odnajdujemy go w nielicznych wtrąceniach w rodzaju „powiedział", „wrócił do opowieści", wskazujących, że to nie Basile Tocquard jest narratorem tej historii. Wymiar ten wyczuwamy także w rosnącej obsesji bohatera na punkcie tajemniczej pisarki, która kradnie jego notatki, a zarazem jego życie. W tej grze pomiędzy autorem a stworzoną przez niego postacią odnajdziemy obraz sytuacji powieściopisarza, który wiecznie żeruje na życiu innych, zmieniając losy przyjaciół w wątki swoich historii. Relacja ta jest zarazem syntezą tematu całej powieści. Basile nieustannie walczy o to, by historia jego życia nie była pisana przez nadopiekuńczą matkę, brata fundamentalistę, chciwe kandydatki na żonę czy też wszechwładną narratorkę. Wynik tej walki zadecyduje o tym, czy będzie mógł w końcu opowiedzieć siebie, czy też... będzie opowiadanym.