"Należało publikować, czy nie?", pytał historyk Pierre Nora we wstępnej nocie do „Dziennika" Pierre'a Drieu La Rochelle'a, jednego z czołowych pisarzy-kolaborantów w okupowanej Francji. I natychmiast dopowiadał: „W obliczu tych wojennych zapisków, ziejących nienawiścią, którą Drieu żywił do wszystkich i wszystkiego, do kobiet, Żydów, swoich najlepszych przyjaciół i do samego siebie, to pytanie postawi sobie wiele osób, tak jak wielokrotnie stawiali je sobie wydawcy tej książki".

Mit kontestatora

To prawda, zaraz po wydaniu dziennika na początku lat 90. wśród publicystów, krytyków i historyków rozgorzał namiętny spór o znaczenie i miejsce dzieła tego najbardziej utalentowanego obok Céline'a „łajdaka" francuskiej literatury. Argumenty były te same, co w trakcie innych tego typu debat. Z jednej strony obrońcy publikacji zwracali uwagę na fakt, że należy rozróżniać Drieu jako collabo i Drieu jako wybitnego pisarza. Przeciwnicy wskazywali na antysemicką i prohitlerowską wymowę jego zapisków. Sam Nora we wspomnianej już nocie w ten sposób uzasadniał wydanie dzienników: „Samobójstwo [Drieu] i szczerość jego „Récit secret" uczyniły z niego w oczach powojennego pokolenia romantycznego i nietzscheańskiego bohatera, postać z legendy o nonkonformistycznym kontestatorze, faszystę, który nie miał krwi na rękach, intelektualistę, który w swoim zaangażowaniu poszedł do końca i zapłacił za to najwyższą cenę. Jego osoba stała się mityczna. Uniewinniamy go bez dokładnego przyjrzenia się mu. A więc zróbmy to! Ten dziennik daje ku temu okazję. Każdy będzie mógł zweryfikować swoje sądy"

Czytaj więcej w "Kulturze Liberalnej"