
David Whitehouse
Aktualizacja: 08.07.2012 16:00 Publikacja: 08.07.2012 16:00
Foto: Uważam Rze
Prószyński i S-ka
Mal jednak był zaprzeczeniem trywialności i nawet tak zwyczajna rzecz, jak wsunięcie się pod kołdrę, w jego wydaniu musiała rozdąć się do karykaturalnych rozmiarów. Dosłownie. Po 20 latach niewstawania z owego łóżka „zakłada się, że Mal waży więcej niż pół tony, jakieś sześćset trzydzieści kilogramów. Jego skóra zdążyła już stracić naturalny kolor. Wygląda jak porcja kiełbasianego mięsa wielkości ciężarówki, o powierzchni upstrzonej popękanymi naczynkami, zapakowana w tani trykot. Tłuszcz pozbawił go paznokci u stóp i rąk, jego sutki osiągnęły wielkość kobiecej dłoni, a przez fałdy na brzuchu może przecisnąć się jedynie coś równie nieustępliwego jak np. okruch herbatnika. Do tej pory uzbierała się pewnie cała paczka".
Po diabła właściwie Mal wchodził do tego łóżka? Po co świadomie zamienił się w wielkiego, wielorybokształtnego dziwoląga? No fakt, dziwakiem był od dziecka – z jakimś ekshibicjonistycznym uporem odmawiał np. chodzenia w ubraniu. Ale przyznają państwo, że czym innym jest paradowanie po domu z gołym zadkiem, a czym innym przepoczwarzenie się w Himalaje sadła, na które i tak żadne portki pasować nie będą. Kto wie, może o to jednak właśnie mu chodziło? A może, jak chcą niektórzy, był to z jego strony jakiś koszmarny, antykonsumpcjonistyczny manifest, podobny do tego, który 40 lat temu pokazał Mastroianni z kumplami w „Wielkim żarciu"? Tyle że oni wszyscy mieli z tego przed śmiercią przynajmniej niezłą uciechę. A Mal co? Nuda.
David Whitehouse – twórca gargantuicznej postaci Mala – perorował dla odmiany w jakimś wywiadzie, że jego bohater jest ofiarą rodzicielskich instynktów. Że gdyby matka lub ojciec, zamiast opiekować się nim i dokarmiać, daliby mu kopa w tyłek i pogonili do roboty, zachowałby może ludzką powierzchowność. Ale chyba nic na to nie wskazuje. Mal jest postacią tego typu, że gdyby dać mu owego kopa i go nie dokarmiać, i tak zostałby tam, gdzie upadł, tyle że zamiast utyć, wysechłby z głodu. Ot, taki typ – z masochistyczną niezgodą na codzienność, zwyczajność i pospolitość najwyraźniej wpisaną w geny oraz doprowadzoną do samobójczych rozmiarów.
Najciekawsze, że autor „Łóżka" nie miał najmniejszego zamiaru wywoływać żadnej dyskusji, tylko zwyczajnie napisać książkę zainspirowaną podobno telewizyjnymi programami o grubasach. Nie miał co robić, gapił się na operacje pomniejszania żołądka czy odsysanie tłuszczu, dostrzegł w tym materiał na groteskę i wykorzystał go. „Dziennikarstwo nie pozwala bawić się formą – smutno konstatował w innym wywiadzie. – Chciałem napisać coś innego". Miał rację i co do dziennikarstwa, i co do tego, że chciał bawić się formą. „Łóżko" okazuje się bowiem istnym wodospadem genialnie absurdalnego humoru i kąśliwej groteski, które – jak chciał jeden z kolegów po piórze – może i mogłyby się kojarzyć z Rolandem Toporem i Chuckiem Palahniukiem, gdyby tylko ci znakomici skądinąd autorzy byli rodowitymi Brytyjczykami, których poczucie humoru wymodelowały skecze Monty Pythona.
Poza tym ten ociekający tłuszczem absurd jest jednak o czymś. O miłości mianowicie, może i toksycznej, ale zamieniającej sztampę codzienności w coś nadzwyczajnego. „Przez dwadzieścia lat pozwalałem mamie kogoś kochać. Utrzymywałem ją przy życiu" – mówi Mal w którymś momencie. „Tata powiedział kiedyś: »Kochać kogoś to patrzeć, jak umiera«" – dodał w myślach jego młodszy brat, przyglądając się coraz ciężej oddychającej, tłustej masie Mala.
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Uważam Rze
W nowym odcinku podcastu „Rzeczy o książkach” jeden z najpopularniejszych polskich pisarzy i scenarzystów opowia...
Książkę Percivala Everetta „James”, która otrzymała Pulitzera 2025, czyta się świetnie. Chociaż opowiada o jedny...
Czytanie poezji w ciemności, literackie spotkania z twórcami, trzy koncerty, a nawet poetycka gra w bule - to ty...
Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie (15–18 maja) odbędą się w przestrzeni Pałacu Kultury i Nauki oraz po ra...
W tym odcinku „Rzeczy o książkach” historyk i krytyk literacki Wojciech Stanisławski omawia „Niegdysiejsze śnieg...
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas