Nieznane historie ze zlepionego miasta

Arthur C. Clarke oprócz „Odysei kosmicznej 2001" stworzył również – co nie jest faktem powszechnie znanym – trylogię „Odyseja czasu".

Publikacja: 04.11.2012 15:00

Nieznane historie ze zlepionego miasta

Foto: ROL

Pal licho szczegóły, bo nie jest to raczej wybitna literatura. Sam pomysł był jednak ciekawy. Otóż w wyniku jakiegoś kosmicznego zawirowania Ziemia pozostaje z kształtu i formy Ziemią, tyle że różne epoki historyczne rozgrywają się na niej jednocześnie. Gdzieś po stepie ugania się Czyngis-chan, do starcia z nim szykuje się już Aleksander Macedoński, a wszystkiemu przyglądają się twory ewolucyjnie zawieszone między małpą a człowiekiem, zamknięte w klatce przez Rudyarda Kiplinga i jego XIX-wiecznych kumpli. Cóż, pod koniec życia Clarke wygrzewał się na Sri Lance, mógł więc umknąć jego uwadze fakt, że jest w Europie miasto, w którym bardzo podobny pomysł wcielił się w życie już gdzieś w połowie XX w.

Warszawa – koszmar szalonego architekta; miasto burzone, zlepione na nowo, dostosowywane do politycznych idei, pełne pomników kolejnych władców i ruin ich obalonych poprzedników. Miasto, które ma w sobie coś z potwora Frankensteina – poskładanego z kilku różnych ciał, nieco może pokracznego, ale jednocześnie, a może przede wszystkim, jakoś nieprawdopodobnie żywego.

I właśnie tę frankensteinszczyznę Warszawy Jabłoński dostrzega jak mało kto. Błąka się na przykład uliczkami górnego Mokotowa, włazi w jakąś bramę przy Wiśniowej. I co znajduje? Zupełnie zapomniane koszary z czasów zaboru rosyjskiego – niepozorny, zniszczony, ceglany budynek, o którego pochodzeniu nic nie wiedzą nawet najstarsi mieszkańcy, nie mówiąc nawet o autorach przewodników. Ale Jabłoński nie odpuszcza i dalej posuwa się rosyjskim tropem. O Cytadeli wiedzą wszyscy. Kto jednak pamięta, że carowie otoczyli Warszawę pierścieniem fortów – dając, nawiasem mówiąc, tym samym dowód kompletnie archaicznego myślenia o strategii – które do dziś tkwią zagubione gdzieś pośrodku nowoczesnych osiedli lub działek?

I to prowokuje pytanie, czy przed 11 listopada 1918 r. Warszawa była w którymś momencie niepodległa? Otóż tak – przez pięć lat, dziewięć miesięcy i pół dnia. Pięć lat to Księstwo Warszawskie, dziewięć miesięcy – powstanie listopadowe. Ale owa połówka dnia? Proszę sprawdzić, co zdarzyło się 5 sierpnia 1915 r.

Oczywiście w świecie Jabłońskiego duchy nie tylko carskich sołdatów snują się po ulicach miasta. Są też Niemcy, którzy pozostawili ten dziwacznie wyrastający z bruku bunkier na Powiślu. Są i „męczennicy" komunizmu – Rutkowski, Hibner oraz Kniewski – uhonorowani przez PRL-owskich włodarzy własnymi ulicami w centrum miasta, a którzy, jak się okazuje, skazani zostali nie za poglądy, lecz za największą w dziejach Warszawy bandycką uliczną strzelaninę godną Ala Capone. Są i słynne zdobycie Arsenału w noc listopadową, i mieszczanie, którzy zdobytej wówczas broni wcale nie chcieli tak ochoczo oddawać powstańcom – musiano ją od nich... kupować.

Ta książka to około setki podobnych historii, a wszystkie napisane lekko, anegdotycznie, w konwencji najlepszych tradycji gawędy varsavianistycznej. Stulecia mieszają się tu ze sobą, Szwedzi, Niemcy, Rosjanie – jak śpiewał Muniek – robią, co swoje, a wszystko to składa się na świetny, pełnokrwisty portret miasta, w którym przecież zogniskowała się też cała historia kraju. I co pan na to, panie Clarke?

Rafał Jabłoński


"Historie warszawskie"


Pal licho szczegóły, bo nie jest to raczej wybitna literatura. Sam pomysł był jednak ciekawy. Otóż w wyniku jakiegoś kosmicznego zawirowania Ziemia pozostaje z kształtu i formy Ziemią, tyle że różne epoki historyczne rozgrywają się na niej jednocześnie. Gdzieś po stepie ugania się Czyngis-chan, do starcia z nim szykuje się już Aleksander Macedoński, a wszystkiemu przyglądają się twory ewolucyjnie zawieszone między małpą a człowiekiem, zamknięte w klatce przez Rudyarda Kiplinga i jego XIX-wiecznych kumpli. Cóż, pod koniec życia Clarke wygrzewał się na Sri Lance, mógł więc umknąć jego uwadze fakt, że jest w Europie miasto, w którym bardzo podobny pomysł wcielił się w życie już gdzieś w połowie XX w.

Literatura
Kto wygra drugą turę wyborów: „Kandydat” Jakuba Żulczyka
Literatura
„James” zrobił karierę na świecie. W rzeczywistości zakatowaliby go na śmierć
Literatura
Silesius, czyli poetycka uczta we Wrocławiu. Gwiazdy to Ewa Lipska i Jacek Podsiadło
Literatura
Jakub Żulczyk z premierą „Kandydata”, Szczepan Twardoch z „Nullem”, czyli nie tylko new adult
Literatura
Epitafium dla CK Monarchii: „Niegdysiejsze śniegi” Gregora von Rezzoriego