Tomasz Grzywaczewski,
,
Aktualizacja: 11.11.2012 15:00 Publikacja: 11.11.2012 15:00
Foto: Uważam Rze
Wydawnictwo Literackie
Zgodnie z kaprysem NKWD kolejnych 25 lat miał spędzić na ciężkich robotach, w często uczęszczanych przez Polaków syberyjskich plenerach. Ale, jak to 17-latek, Gliński też miał swoje kaprysy. W 1941 r. wraz z kilkoma innymi skazańcami uciekł w łagru i przez następny rok wędrowali pieszo z Syberii w stronę Kalkuty. Jakieś 6,5 tys. km przez azjatyckie pustkowia o paskudnym klimacie.
Pewnie znacznie więcej niż 6,5 tys. – tyle że nie kilometrów, lecz dolarów – zarobił na tej brawurowej ucieczce niejaki Sławomir Rawicz, który podszywając się pod Glińskiego, spisał te niby-wspomnienia i wydał jako „Długi marsz". Jedno Rawiczowi trzeba przyznać – pisał równie sprawnie, co Gliński uciekał – to świetnie wykonane szachrajstwo stało się wielkim bestsellerem. A kiedy inkasował za nie stosowne honorarium, Gliński tyrał jako robotnik przy budowie autostrad w Anglii.
Cała sprawa wyszła na jaw już po śmierci Rawicza i była szeroko opisywana, także całkiem niedawno, przy okazji realizacji dość wiernie opartego na „Długim marszu" filmu Petera Weira „Niepokonani".
70 lat później Tomasz Grzywaczewski postanowił powtórzyć wyczyn Glińskiego. A właściwie go przebić, bo choć jego trasa wiodła również z Jakucka do Kalkuty, wraz z Filipem Drożdżem i Bartoszem Malinowskim pokonali 8 tys. km. Zapis tej półrocznej przygody to naprawdę niesamowita lektura.
Najpierw była tajga: „Kiedy ujrzałem z góry Tompudę, poczułem, jak lęk ściska mi żołądek. Rzeka była bardzo szeroka i nawet z wysokości kilkuset metrów było widać wiry i bałwany powstające w spienionej wodzie. [...] Stanęliśmy nad piekielnie stromym zboczem. Pobliska rzeka Ukoinda spadała niemalże pionowo w dół, tworząc wysoki wodospad. Ruszyliśmy przed siebie".
Była pustynia Gobi: „Od morderczej temperatury zaczęły pękać nam naczynia krwionośne. W południe słupek rtęci wskazywał 50 stopni C. O ile w normalnych warunkach można przeżyć bez wody średnio około tygodnia, o tyle na pustyni wystarczą dwie, trzy doby i nie ma człowieka. W ciągu dnia można było wypić ze trzy litry, a i tak pragnienie nie ustępowało. Wysiłek fizyczny był zbyt duży".
I tak kilometr za kilometrem. Dla Grzywaczewskiego była to przygoda. Dla Glińskiego po prostu sytuacja ekstremalna. Kto wie, może dlatego udało mu się pokonać tę morderczą trasę? Choć czytając tę książkę, tym bardziej nie wiem, jak tego dokonał w 1941 r., bez jedzenia i sprzętu, za to z NKWD na karku.
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Uważam Rze
Tomasz Grzywaczewski,
Środowisko kultury żegna Stanisława Tyma, odbiorcy jego filmów, sztuk, felietonów nie mogą się pogodzić ze śmiercią artysty. Warto przypomnieć jego związki z naszą gazetą.
Całe dakady dla recepcji Franza Kafki zostały stracone – mówi Reiner Stach, autor trzytomowej biografii autora „Procesu”.
W zamkowych Arkadach Kubickiego w czwartek rozpoczęły się Targi Książki Historycznej, organizowane przez Fundację Historia i Kultura.
„Rozdroże kruków" to zapowiadana na 29 listopada nowa część przygód Geralta. Książka, którą wyda SuperNOWA, jest zaskakującym prequelem. Fragment poznali już czytelnicy „Nowej Fantastyki”.
Bank zachęca rodziców do wprowadzenia swoich dzieci w świat finansów. W prezencie można otrzymać 200 zł dla dziecka oraz voucher na 100 zł dla siebie.
„Niewygodna” Patrycji Volny, córki „barda Solidarności”, to oskarżenie rzucone słynnemu ojcu, ale i innym mężczyznom z życia modelki, wokalistki, aktorki.
Amerykańscy jurorzy docenili historię polskiego producenta ciężarówek.
Środowisko kultury żegna Stanisława Tyma, odbiorcy jego filmów, sztuk, felietonów nie mogą się pogodzić ze śmiercią artysty. Warto przypomnieć jego związki z naszą gazetą.
„Psy gończe” Joanny Ufnalskiej miały wszystko, aby stać się hitem. Dlaczego tak się nie stało?
Choć nie znamy jego prawdziwej skali, występuje wszędzie i dotyka wszystkich.
Lubię też wyrażać swoich bohaterów poprzez muzykę – ich upodobania pomagają mi ich lepiej zbudować.
System szkolnictwa za panowania Ludwika XVI wypuszczał najlepiej wykształconych naukowców i technokratów na świecie.
Na papierze „Dzień” brzmi jak telenowela o nowojorskim patchworku. Za sprawą talentu Michaela Cunninghama staje się dramatem o tym, jak pandemia zwolniła wielu ludzi z uciążliwych obowiązków. Nie muszą już chodzić do biura czy odprowadzać dzieci do szkoły, ale stają się jeszcze bardziej samotni.
Nie jestem piewcą jakiejś utopii, w której Krzysztof Bosak będzie szedł wraz z Donaldem Tuskiem w kwietnym wieńcu na szyi i śpiewał „Kumbaya, oh, Lord, kumbaya”. Rywalizacja jest i niech dalej będzie, ale chodzi o to, żeby wyżej punktowana była współpraca.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas