Różne twarze Ksawerego Pruszyńskiego

Powszechnie uważano go za najzdolniejszego dziennikarza młodego pokolenia, pisarzem uczyniła go wojna

Publikacja: 04.12.2012 00:01

Wojenne spotkanie Pruszyńskiego z Wańkowiczem

Wojenne spotkanie Pruszyńskiego z Wańkowiczem

Foto: EAST NEWS

105 lat temu, 4 grudnia 1907 roku, urodził się Ksawery Pruszyński (zm. w 1950 r.)

Tekst z archiwum Uważam Rze Historia

Wojnę nie tylko opisywał, ale walczył także z bronią w ręku. W bitwie pod Falaise był strzelcem czołgu, został ranny, odznaczono go Krzyżem Walecznych. Już drugi raz. Pierwszy Krzyż Walecznych dostał za Narvik (napisze później powieść „Droga wiodła przez Narvik"). We Francji szybko trafił do najbliższego otoczenia generała Sikorskiego, został nawet – na krótko – jego sekretarzem. Później prof. Stanisław Kot, podówczas wicepremier i minister spraw zagranicznych, zabrał go ze sobą do Rosji, gdzie po zawarciu układu z Sowietami organizowali ambasadę polską. Powstały wtedy znakomite opowiadania Pruszyńskiego, nowele i gawędy, językowo brawurowe, choć czasami nadto niesforne. Zawsze należał jednak do najchętniej czytanych autorów.

Przekreślcie 500 lat historii...

Redakcje walczyły o jego teksty, ale nie wszystkie. W „polskim Londynie" stał się nieomal persona non grata po opublikowaniu w redagowanej przez Antoniego Słonimskiego „Nowej Polsce" artykułu „Wobec Rosji". „Już w roku 1942 Pruszyński zdał sobie sprawę, że Zachód nas zdradzi, że Roosevelt i Churchill uznają »linię Curzona« za wschodnią granicę Polski, że Lwów i Wilno będą dla nas stracone" – pisał po latach brat Ksawerego, Mieczysław, akcentując, że artykuł „Wobec Rosji" wzywał „do refleksji nad propozycją Stalina oddania nam w zamian za nie Szczecina i Wrocławia". Tak w istocie było, chociaż po ataku ze strony „niezłomnych" sam autor tłumaczył się, że jedynie przedstawiał różne poglądy na temat naszych granic, także Wandy Wasilewskiej.

Nie była to jednak tak zupełnie beznamiętna prezentacja rozmaitych opcji politycznych. Zacytujmy ten najbardziej bulwersujący fragment tekstu o polskiej ambasadzie w ZSRS: „Humanitarny, ludzki, polski charakter tej ambasady pozostanie na pewno jej najbardziej wyraźną cechą. Jej charakter polityczny schodził w zestawieniu z tym na plan dalszy. Politycznie, w stosunku do Rosji, staliśmy zawsze na sztywnym stanowisku pełnej nienaruszalności naszych granic według traktatu ryskiego. Wanda Wasilewska mówiła o »Polsce Bolesława Krzywoustego«. Jeśli nie jest to tylko frazes, oznacza to jedno: Polskę, która na wschodzie sięga ledwo po Bug czy San, ale na zachodzie przesuwa się do Szczecina i obejmuje Wrocław. Przed oczami nas, Polaków z Anglii, poprzez czerwone sztandary rewolucji powiała jakby zachęta, jakby zaczepka, taka właśnie propozycja: »Przekreślcie pięćset lat historii, wyrzeczcie się wschodu, a otrzymacie Bałtyk, wrócicie nad Odrę, odzyskacie ziemie, o które ostatnimi słowami swych dziejów Polski modlił się Długosz«. Ale by odpowiedzieć w takiej sprawie, trzeba być czymś więcej niż ambasadorem, czymś więcej niż premierem. Trzeba być Chrobrym, Piotrem Wielkim, Kemalem Paszą. Trzeba brać na swe barki decyzję za cały naród i na całe stulecia; trzeba ciąć i trzeba łamać. Nie dziw, że trudno o barki dość mocne, by unieść ciężar decyzji tak olbrzymiej i tak straszliwej. Człowiek myślał o tym, chodząc po szerokich ulicach Kujbyszewa, patrząc się z góry na olbrzymi, oceaniczny nieomal, wylew potężnej Wołgi, i wspominał dwa naraz nazwiska: Popławski i Dmowski".

Odsądzony od czci i wiary autor tych słów nie miał czego szukać w „Dzienniku Polski" i „Dzienniku Żołnierza", w „Myśli Polskiej" i „Polsce Walczącej" (choć drukował go w „Wiadomościach Polskich" Grydzewski). Jego nazwisko pojawiło się natomiast w pierwszych tytułach wydawanych w tzw. Polsce Lubelskiej, np. w „Odrodzeniu". Swoją drogą, Mieczysław Pruszyński słusznie zauważył, że jego brat konieczność utraty Wilna i Lwowa uznał 22 lata przed publicystami paryskiej „Kultury". Tylko czy naprawdę trzeba się było wówczas spieszyć?

W powojennej Polsce mogło się wydawać, że Ksawery Pruszyński robi świetną karierę. Kolejno ukazywały się jego książki, wykupywane spod lady, chwalone przez krytykę i czytelników. Zatrudnienie znalazł w dyplomacji, uczestniczył w pierwszych sesjach ONZ, był radcą ambasady w Stanach Zjednoczonych, jeździł z misją do Watykanu, następnie został ministrem pełnomocnym Polski w Hadze. Nie miał 43 lat, gdy jadąc stamtąd samochodem do Polski, zginął w okolicach Hamm, na terenie Niemiec. Uporczywie powtarzana plotka o zamachu na niego nigdy nie została zweryfikowana. Na pewno dla komunistycznych władz nie był człowiekiem odpowiednim na nadchodzące lata, tak jak nieodpowiednimi w stalinowskim okresie były jego książki, wznawiane dopiero po 1956 roku (opowiadanie „Ksiądz Ułas" nigdy nie zostało wydrukowane w PRL). Pisarz pochowany został na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

Za kordonem granicznym

Szczególną krainą był dla niego Wołyń. Tu się urodził – 4 grudnia 1907 roku w Wolicy Kierekieszynej pod Starokonstantynowem. Skąd ta dziwna nazwa? Od najstarszego właściciela, z pochodzenia Tatara – Kierekieszy. Majątek ten kupił od Czackich dziad pisarza Mieczysław Pruszyński dla swego syna – Edwarda, ojca Ksawerego. Pruszyńscy bezpowrotnie utracili go w październiku 1920 roku, gdy z Rygi do Starego Konstantynowa doszła tragiczna wiadomość: „Wojska polskie opuszczą wschodni Wołyń i wycofają się do granicy dawnej Galicji do rzeki Zbrucz. A więc powiat starokonstantynowski, a wraz z nim Wolica, Rześniówka, Semerynki, Beregiele, Werbodyńce, Brażyńce, jednym słowem wszystkie gniazda rodowe Pruszyńskich pozostaną za kordonem granicznym..." – pisała we wspomnieniach opracowanych przez młodszego z braci Pruszyńskich, Mieczysława, ich matka Anna Pruszyńska. A przecież, zdawałoby się jeszcze wczoraj: „Zwycięskie wojska polskie dotarły do Zwiahla, kawaleria zagonem aż do Korostenia, zagrażając Kijowowi. Pułki Budionnego rozbite pod Zamościem wycofywały się w popłochu, droga do Kijowa i Moskwy była wolna. Ale naród polski był zbyt wyczerpany wojną, trwała ona już przecież od 1914 roku, a więc lat sześć. W Rydze zaczęły się rokowania o rozejm...".

Nie było już na co czekać. Przeciwnie, chodziło tylko o to, by wydostać się z polskiej ziemi, która przestawała być polską. „Wojsko polskie – pisała Anna Pruszyńska (1880–1962) – tę ziemię odstępowało. Przybyli zza kordonu cywile już wyjechali zawczasu, korzystając, jak tam udało się komu, z drogi żelaznej lub najętych do granicy furmanek. Teraz jednak kolej tylko wojskowym przysługiwała, ale wojskowi przy tym rekwirowali bardzo chętnie konne podwody, wobec tego w mysich dziurach pochowały się bałaguły i nie śmiała się na bruku pokazać najlichsza chłopska furmanka...". Pomógł dawny sąsiad, załatwiając u władz „gruzowik". Jeszcze tylko pożegnanie zmarłych na cmentarzu, uściśnięcie wiernego sługi z Wolicy i już rusza tabor, „ale tak powoli, że nie od razu spostrzegliśmy to. Potem samochody wojskowe posuwały się dosłownie krok za krokiem, mieliśmy więc dość czasu, aby kolejne ulice pożegnać. Pamiętam, jak stojący wzdłuż jezdni ludzie odruchowo czapki zdejmowali, jak przed pogrzebem. Bo to naprawdę był pogrzeb Polski w Starym Konstantynowie".

Żołnierze jadący ciężarówką na zachód razem z panią Anną i jej synami powtarzali: „Taki bogaty kraj, taki bogaty, tyle dobra zostawić? Milczeliśmy, martwym wzrokiem patrząc przed siebie, nad wszystkim teraz górowało odruchowe poczucie ulgi, że już jedziemy. Za mostem, nad siną Słuczą, stare ruiny zamczyska Ostrogskich zlały się już w oczach moich ze zgliszczami niepożegnanych domów własnych w tym kraju ruin".

Noc spędzili w ciężarówce. Rano z przerażeniem ujrzeli wokół siebie kozaków na koniach. Na szczęście nie byli to bolszewicy, lecz petlurowcy, ściśle mówiąc – ci, którzy przeszli od Budionnego do Petlury. Wczorajsi wrogowie, dzisiejsi sprzymierzeńcy.

„I w pewnej chwili – wspominała Anna Pruszyńska – pieśń kozacka zabrzmiała i nie było już nic oprócz niej, objęła nas litościwie, jakby pożegnaniem ostatnim".

Dwa dni później Pruszyńscy dotarli do Chyrowa, gdzie pani Anna umieściła synów w konwikcie. Zostawiła im w koszyku kilka gruszek z wolickiego sadu. „Słynne to były gruszki, zimowe bery, wielkie, soczyste. Jedliśmy te wolickie gruszki ostatni raz w życiu...".

Był to niegdyś kraj bogaty

Ksawery w Chyrowie, w 1927 roku, zdał maturę. Studiował prawo, w roku 1931 uzyskując absolutorium. Był prezesem Akademickiego Koła Kresowego w latach 1927–1930, do 1933 roku należał do uniwersyteckiej organizacji konserwatywnej Myśl Mocarstwowa. W 1939 roku zakończył prace nad książką na temat mniejszości ukraińskiej pod tytułem „Wołyń". Maszynopis jej, niestety, zaginął w czasie wojny.

Pozostał za to „Był to niegdyś kraj bogaty" zaczynający się od opisu lokalnej uroczystości w Kisielinie, gdzie napawano się widokiem rozbudowanej szkoły powszechnej i betonowymi krawężnikami, w które wyposażono główną ulicę prowincjonalnego miasta. „A jakaż to prowincja – pytał Pruszyński – skoro za Zygmunta Wazy była tam drukarnia?". Po utracie Beresteczka to Kisielin był ostatnią twierdzą socynianów, „którzy tyle sił włożyli w szkolnictwo". „Przeczytaj, człowieku – namawiał – pracę Oresta Lewickiego o Czaplicach, o Samuelu Przypkowskim, o twórcy Hadziacza, wspaniałej postaci czasów »Potopu«, rozniesionym na szablach czerni – Jerzym Niemiryczu! Będziesz inaczej myślał o Kisielinie!".

„W Dermanie – pisał z goryczą Ksawery Pruszyński – uruchomiono fabrykę naczyń porcelanowych i zdobyto kontrakt na eksportowanie ich do Kafrów i Zulusów. Z czego się cieszyć? Gdzie podziały się tradycje Korca, który wyparł z naszego kraju sewry, drezny i altwiny, a Wołyń pracował wówczas dla najmożniejszych i możnych, gdy dziś szuka okruchów z zarobków pariasów."

Ksawery Pruszyński czcił Piłsudskiego, ale krytykował rządy piłsudczyków, zwłaszcza po śmierci Marszałka. Często nie pisał nawet o tym wprost, wystarczyło mu np. skonfrontować dawny Wołyń ze współczesnym, jak to uczynił w reportażu „Był to niegdyś kraj bogaty" („Wiadomości Literackie" 1938, nr 5). I tylko zestawić fakt, że tam, gdzie Liceum Krzemienieckie stawało się zaczynem uniwersytetu w Kijowie, w końcu lat 30. 40 proc. dzieci nie chodziło do szkoły, a poziom życia ludności, przed wiekami dorównujący Nadrenii, zbliżał się do abisyńskiego.

„Mamy porażone zwoje mózgowe pamięci" – diagnozował pisarz, kpiąc z tych, którzy „krawężnikami" zaspokajają „głód Europy" w tym nieszczęsnym kraju. „Pozostaw to – namawiał – maluczkim, którym krawężnik za Europę starczy". Wypada tylko westchnąć, bo w kraju takich maluczkich żyjemy dzisiaj.

Wrzesień 2012

Cień Gruzji

Ksawery Pruszyński miał w swoim dorobku opowiadania, które przynależą już do klasyki literatury polskiej XX wieku: „Trębacz z Samarkandy", „Różaniec z granatów", „Karabela z Meszhedu". Długimi latami nie opuszczały list szkolnych lektur obowiązkowych, były „przerabiane" na lekcjach polskiego, omawiane, dyskutowano o nich. Dziś, gdy Pruszyńskiego praktycznie się nie czyta, a stosunkowo liczne wydania jego książek porastają kurzem w bibliotekach, na mnie, wracającego do tej świetnej prozy po latach, największe wrażenie zrobiło opowiadanie, na które przed laty nie zwracałem uwagi – „Cień Gruzji", też pochodzące ze „sztandarowego" zbioru Pruszyńskiego z 1946 roku, zatytułowanego „Trzynaście opowieści". I rzeczywiście, była to jakby 13. opowieść, pomijana w analizach krytycznoliterackich, pokryta milczeniem. Z oczywistych powodów.

Oto bohater „Cienia Gruzji", polski dziennikarz, alter ego Pruszyńskiego, sześć lat przed wojną, w Paryżu przeprowadza wywiad z premierem gruzińskiego rządu na emigracji – A.W. Uwaliszadze. Wywiadu nie chce opublikować znane polskie pismo, od redaktora autor otrzymuje list ze słowami: „Co nas, w 1933 roku, mogą obchodzić jakieś niepodległe Gruzje i ten ich premier, który w Paryżu rekomenduje swój gabinet, kłóci się ze socjaldemokratami? Dlaczego Pan lepiej nie zapytał Pana Uszaliwadze (błędny zapis nazwiska premiera – przyp. K.M.) o jego historyczne wspomnienia? Może znał Kiereńskiego albo Rodziankę? Był może w stosunkach z Piłsudskim? Może by co powiedział o Polakach na Kaukazie przed 1914 rokiem? Byłoby to na pewno ciekawsze od jego planów politycznych".

No tak, co nas obchodziła Gruzja, o której zapomnieliśmy nawet, że uzyskała niepodległość – tak jak my – w wyniku I wojny światowej, zwanej wtedy wielką wojną, że została uznana przez mocarstwa zachodnie, a te miały jej przyjść z pomocą, gdyby... To „gdyby" nastąpiło bardzo szybko, bo w 1921 roku, kiedy zarówno ochotnicze wojsko gruzińskie, jak i inne wojska federacji kaukaskiej, nie potrafiły powstrzymać lawiny Armii Czerwonej. Aliancki statek „Independence" przewiózł wtedy rząd gruziński, radę, przywódców politycznych i wojskowych do Tulonu. Gruzini pozostali we Francji, śniąc odtąd o powrocie.

Latem 1939 roku Jan, bo tak miał na imię polski dziennikarz, znów znalazł się w Paryżu, gdzie natknął się na gruzińskiego premiera, a właściwie ekspremiera, gdyż Uwaliszadze złożył swój urząd. „Odszedłem – opowiadał – bo przestałem wierzyć". „Nie, nie w Gruzję, oczywiście – wyjaśniał gorączkowo – ale w Zachód, który całkowicie odwrócił się od małego narodu, kiedy tylko ten przestał mu być potrzebny, a stał się niewygodny, wręcz zbędny".

Uwaliszadze pocieszał się jednak: „... nawet najsilniejszy potrzebuje kiedyś kogoś słabszego od siebie. [...] I ta prawda może mieć zastosowanie właśnie dla niejednej Gruzji. Nas mogą jeszcze kiedyś potrzebować: ale nas wtedy nie będą mieli. Można nas było oszukać: kondotierów się z nas nie zrobi".

I jeszcze puenta. Ten cień Gruzji ogarnia bohatera opowiadania Pruszyńskiego w tużpowojennym Paryżu. Przed powrotem do kraju, o którym wiedział tylko to, że na pewno będzie to już inna Polska. Może dla jednych lepsza, a dla drugich gorsza, ale dla wszystkich – inna.

—k.m.

105 lat temu, 4 grudnia 1907 roku, urodził się Ksawery Pruszyński (zm. w 1950 r.)

Tekst z archiwum Uważam Rze Historia

Pozostało 99% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski