– Bez kryminałów bym nie uciągnął – mówi pan Staszek i czujnie rozgląda się wokół. Handluje książkami niedaleko Dworca Centralnego w Warszawie. Kramik ma skromny: cała oferta, blisko setka zafoliowanych nowości, mieści się na trzech turystycznych stolikach. Towar można szybko zapakować do plecaka oraz torby na kółkach – to na wypadek, gdyby pojawił się patrol straży miejskiej. Na stolikach wykłada kilkanaście biografii, romansów i nowości, ale lwią część ekspozycji stanowią polskie kryminały Wrońskiego, Miłoszewskiego, Krajewskiego, Świetlickiego, Cegielskiego, Bondy i Czubaja. Pan Staszek prowadził przez kilka lat księgarenkę w Śródmieściu, ale po podwyżce czynszu zamknął interes. Świetnie orientuje się w wydawniczych trendach i nowościach. – U mnie kupują przypadkowi przechodnie, dlatego muszę mieć wyłącznie bestsellery. Inaczej poszedłbym z torbami – dodaje.
Kramik pana Staszka jest barometrem literackiego rynku. Polacy przekonali się do kryminałów pisanych przez rodzimych autorów. Co roku ukazuje się około setka powieści kryminalnych, sprzedawana w nakładach sięgających nawet ponad 50 tys. egzemplarzy. To prawdziwy boom, i to nie tylko ilościowy. Co tydzień ukazują się dwie nowe premiery. Za opisywanie morderstw biorą się wykładowcy uniwersyteccy (Marek Krajewscy, Tadeusz Cegielski i Mariusz Czubaj), wybitni poeci (Marcin Świetlicki), dyrektorzy narodowych instytucji kultury (Jarosław Klejnocki, szef Muzeum Literatury w Warszawie), oraz wzięci publicyści, reprezentujący media różnych opcji (Paweł Goźliński, Bronisław Wildstein i Rafał Ziemkiewicz). A do tego wreszcie pojawiają się przekłady i pochlebne recenzje na Zachodzie.
Cały artykuł Cezarego Polaka przeczytają Państwo w najnowszym „Przekroju”