Ale pewnie nie może być inaczej, skoro tworzą je ludzie, których idée fixe jest pobudzenie „debaty nad tym, jak powinien wyglądać współczesny polski mesjanizm, aby nie tylko był rzeczywiście polski, ale i zgodny z nauką Kościoła katolickiego". Tak przynajmniej zapowiadali redaktorzy w pierwszym numerze magazynu. I starają się trzymać planu. Najnowszy 7. numer otwiera blok tekstów, których autorzy neomesjanistycznym rentgenem prześwietlają popkulturę.

„Po co mesjaniście popkultura i sztuka współczesna?" – pyta redaktor naczelny „44" Marek Horodniczy. No właśnie: po co, skoro i tak cała skażona jest działaniem Antychrysta. „Zarówno popkultura, jak i sztuka zaangażowana społecznie od lat włączają się de facto w proces »zmiany świata«. Z neomesjanistycznego punktu widzenia w jednym i w drugim przypadku realizowana jest ona raczej w duchu Antychrysta niż Chrystusa" – twierdzi autor.

Jego zdaniem diaboliczną przewrotnością dotknięte są filmy Davida Lyncha, nie wspominając już o obrazach Larsa von Triera. Co gorsza, nie są od nich wolne również te filmy, które uznajemy za dzieła religijne. „Nawet najlepsze tego typu przedsięwzięcia i tak zasilają młyn nakręcany wodami struktur grzechu. Wszystkim żywiącym jakiekolwiek złudzenia polecam zastanowić się, na co zostały rozdysponowane środki, jakie zarobił na światowej dystrybucji film »Pasja« Mela Gibsona. Jak bardzo »ewangeliczne« dzieła wspomógł i jak bardzo ostatecznie stał się ustawionym chłopcem do bicia" – pisze Horodniczy.

Z takimi tekstami zasadniczy problem polega na tym, że w pewnym momencie przestaje się je traktować poważnie. Wiemy przecież, że pop- kultura bywa głupawa, a jej gwiazdy – szkodliwe, ale żeby zaraz Antychryst? Sam autor zdaje sobie zresztą sprawę, że jego doszukiwanie się działania Złego częściej spotyka się z politowaniem i kpiną niż ze zrozumieniem. I właściwie można by na tym poprzestać, gdyby nie jedna drobna wątpliwość: a co, jeśli Horodniczy ma rację?