Wszyscy wiedzą, że poziom czytelnictwa w Polsce jest niski. Jednak już mniej osób wie, że większość czytelników u nas to kobiety. I że to one decydują o listach bestsellerów.
Nobel dla Alice Munro zaostrzył apetyt na sukces autorek z nastawieniem feministycznym. Tym bardziej że u nas najlepiej sprzedają się autorki piszące tradycyjnie, zarówno jeśli chodzi o formę, jak i treść – Katarzyna Grochola i Małgorzata Kalicińska. Warto przyjrzeć się tematom, które poruszają pisarki średniego pokolenia. Zwłaszcza że nowych książek śmiało mówiących o sprawach kobiet nie brakuje.
Szwedzki magiel stereotypów
Katarzyna Tubylewicz to tłumaczka i pisarka od lat mieszkająca w Szwecji. W powieści „Rówieśniczki" nakreśliła portrety polskich 40-latek. Trzy bohaterki wyszły z jednej klasy, ale trafiły do odmiennych światów.
Dwie z nich mieszkają w Sztokholmie. Jedna sprzątała mieszkania, zanim poznała starszego zamożnego Szweda. Druga jest na placówce dyplomatycznej z mężem pracującym w ambasadzie. Trzecia pracuje w katolickiej redakcji w Warszawie. Każda z nich jest wyrazista, może aż nadto. Jeszcze grubszą kreską są narysowani mężczyźni, władcze samce alfa. Albo przeciwnie – naiwni i bezbarwni.
Tubylewicz próbuje niuansować postacie, dodaje im półtonów, ale dawka stereotypów, jaką serwuje w „Rówieśniczkach", i tak przytłacza. W charakterystykach postaci jest wszystko, co nurtuje krajową publicystykę: demonstracyjna ksenofobia, religijna hipokryzja, socjopatyczne matki Polki, wuefiści pedofile, nauczyciele okrutnicy, polska zaściankowość, zafałszowane rodowody opozycjonistów i strach przed Arabami. Na końcu zostajemy z prostą konstatacją, że każdy jest jednocześnie ofiarą i oprawcą. Ta zasada jednak nie dotyczy niektórych mężczyzn.