Czy polski film dla młodych widzów naprawdę istnieje? Kiedy przegląda się repertuar kin, wydaje się, że nie. Mali Polacy, podobnie jak ich rówieśnicy na całym świecie, wychowują się dzisiaj na coraz bardziej ekscytujących i mądrych animacjach studiów Disneya i Dreamworks. Czasem można też znaleźć w repertuarze adresowany do młodzieży amerykański film zrealizowany w technice motion capture lub opowieści w stylu high school musical. Pojawia się też na ekranach japońska manga.
Jerzy Armata i Anna Wróblewska pokusili się o książkę pod tytułem „Polski film dla dzieci i młodzieży". I przypomnieli rodzimych twórców, którzy przez lata pracowali dla nieletniej widowni. Niektórzy z nich do dzisiaj próbują przebijać się na trudnym rynku, by zarażać wyobraźnię dzieci swoimi fantazjami.
Wróblewska w szkicu o polskiej produkcji dla dzieci cytuje wypowiedź Andrzeja Maleszki: „Panuje dziwaczne przekonanie, że skoro widz jest mniejszy, to mniejsza jest też ranga tego kina. To absurdalne myślenie wynika głównie z niewiedzy, co tam naprawdę powstaje w tym gatunku. Ale też z jakichś kulturowych zaszłości, z archaicznego myślenia o dziecku i jego sytuacji w nowoczesnym społeczeństwie. Niedawno byłem jurorem na festiwalu Japan Prize w Tokio. Na wręczeniu nagród był cesarz japoński i pięciu ministrów, bo w Japonii dziecko to centrum kosmosu." Smutne słowa Maleszki mają, niestety, dużo prawdy.
Jerzy Armata w interesujących szkicach przypomina historię naszego kina dla dzieci - zarówno aktorskiego jak i animowanego. W tej drugiej dziedzinie mamy ogromną tradycję. Począwszy od „Za króla Krakusa" aż do Oscarowego „Piotrusia i wilka". A ile pokoleń Polaków wychowało się na Misiu Uszatku, Colargolu czy serialach o Bolku i Lolku, którzy kiedyś byli konkurencją nawet dla myszki Miki? Dzisiaj ich rolę chce przejąć Parauszek, ale na współczesnym, nasyconym rynku zadanie ma niewątpliwie trudniejsze. Armata przywołuje jednak również wiele innych tytułów, m.in. niesłusznie zapomnianą, animowaną długometrażową fabułę „Porwanie w Tiuturlistanie".
Ciekawie przedstawia się też rodzima produkcja aktorska. Filmy Wojciecha Fiwka, Janusza Nasfetera czy Jadwigi Żukowskiej kształtowały wyobraźnię dzieci na przełomie kat 50. i 60. Dla młodych widzów pracowały Wanda Jakubowska, Anna Sokołowska czy Maria Kaniewska, m.in. przenosząc na ekran powieści Kornela Makuszyńskiego. Konrad Nałęcki wpisał się do historii kina dziecięcego filmem „I ty zostaniesz Indianinem", przez dwie dekady mali widzowie chodzili na filmy o stworzonym przez pisarza Zbigniewa Nienackiego panu Samochodziku. Były też inne tytuły, które zapisały się w pamięci różnych pokoleń, m.in. dwie wersje „W pustyni i w puszczy", seria Krzysztofa Gradowskiego o Akademii Pana Kleksa, obrazy Kazimierza Tarnasa, który znów sięgnął do twórczość Kornela Makuszuńskiego w latach 80. i 90. Specjalne miejsce w kinie o dzieciach, choć nie tylko dla dzieci, zajmuje Dorota Kędzierzawska z pięknymi opowieściami o niekochanych.