Fundamentalnym doświadczeniem pisarza z dzieciństwa były wydarzenia związane z ojcem. Llosa długi czas żył w przekonaniu, że ojciec, lotnik, zginął w katastrofie samolotowej. Znał go tylko ze zdjęcia. Prawda wyszła na jaw po latach. Ojciec Ernest był tyranem, który chciał odseparować żonę od świata i rodziny, dlatego skończyło się rozwodem. A jednak trudna miłość przetrwała i Ernest pojawił się przed obliczem ukochanej, która najpierw na jego widok zemdlała, a potem zgodziła się na odnowienie związku.
Historia potoczyła się jak w latynoskiej telenoweli. Rodzice porwali syna ze szkoły z internatem. Sprawa skończyła się dla Llosy kompleksem Edypa, zazdrością o matkę, bo skupiła uwagę na obcym przecież dla syna mężczyźnie. Mario toczył z nim przez lata niewypowiedzianą wojnę. Do zawieszenia broni doszło, gdy zaczął naukę w Szkole Wojskowej imienia Leoncia Prado.
Rodzaj doświadczenia, jakie zdominowało ten czas, można określić terminem: fala. I był to czas męskiej próby. A także seksualnej inicjacji w domu publicznym Złota Stópka. Pisarz z sentymentem wspominał go w kilku książkach.
Przełom w Hiszpanii
Momentem przełomowym była praca nad książką „Miasto i psy" o uczniach Szkoły Wojskowej w Limie, która stała się metaforą zmilitaryzowanego społeczeństwa, typowego dla kontynentu słynącego z junt. Ale komunizm i zimna wojna sprawiły, że pisanie Llosy było czytelne również nad Wisłą.
W Peru tworzenie szło mu jak po grudzie. Na poważnie zaczęło się na statku płynącym do Hiszpanii. Nareszcie mógł się oderwać od codzienności. Pisał w madryckiej knajpce, a skończył książkę w Paryżu w 1963 roku, gdzie utrzymywał relacje z Juliem Cortazarem i Carlosem Fuentesem.