Wirtuoz jazzowych skrzypiec pierwszy raz pod szyldem renomowanej wytwórni ACT wydaje płytę nagraną wyłącznie w polskim towarzystwie. Obok Adama Bałdycha grają Michał Barański (kontrabas), Dawid Fortuna (perkusja) i Krzysztof Dys (fortepian).
Wraz z tą ekipą Bałdych zabiera nas w świat, gdzie muzyka klasyczna-poważna podaje sobie wprawnie rękę z jazzem. Nic dziwnego. Adam Bałdych to wybitny skrzypek, śmiem twierdzić, że na jazzowej scenie postać plasująca się na wiolinistycznym szczycie w skali światowej, ale też wyborny kompozytor i lider. Dzięki temu wszystkie jego dotychczasowe płyty, w szczególności nagrane ze Skandynawami, jak i najnowsza, mają spójne brzmienie. Bałdych zawsze poziomem muzykowania wchodzi do sfery sacrum, pełnego pietyzmu nad każdą nutą typowego dla dojrzałych instrumentalistów. A cisza i przestrzeń są dlań tak samo ważne jak każdy dźwięk.
„Sacrum Profanum" to w sferze kompozycji wejście do świata muzyki klasycznej, choćby w „Spem in alium" Thomasa Tallisa, „O virga ac diadema" Hildegardy z Bingen, skrzypcowego koncertu Sofiji Gubaiduliny, „Bogurodzicy" czy owianego legendami „Miserere" Gregorio Allegriego – oczywiście ze stosownym przełożeniem tych fraz na język muzyki improwizowanej. Muzyczne transkrypcje Bałdych uzupełnia pięcioma własnymi kompozycjami. Ich duchowość jest tak spójna z materiałem cudzym, że możemy mówić o brzmieniowym konglomeracie.
Atut „Sacrum Profanum" to umiejętne rozłożeniu ciężaru wykonawczego na całą czwórkę instrumentalistów z pierwszoplanową rolą lidera. Każdy ma możliwość wypowiedzenia się w dźwiękowym dialogu. Bałdych dobrze wie, że rozmowa jest ciekawsza od monologu. Inna sprawa, że lider ma wszelkie predyspozycje, aby taki monolog nam zaserwować.
Gdyby ktoś chciał szukać jazzowego artysty, który tak niejednoznacznie stawia dźwiękową kreskę jak Bałdych – niechybnie trafiłby na nieodżałowanego Esbjörna Svenssona czy balansującego między konwencjami dźwiękowego świata Brada Mehldaua. Jest w tym również nieoczywistość Leszka Możdżera. Rzecz w tym, że mowa tutaj o pianistach, zaś skrzypka nawet podobnego do Bałdycha nie ma! Jest klasą dla siebie. Z konsekwentnie prowadzoną karierą, skupioną na sztuce, wydaje się być wręcz antygwiazdą. On nie mizdrzy się do słuchacza, nie idzie na skróty, nie szuka poklasku: wymusza na nas najwyższe skupienie.