Fani czekali na nowe nagrania i 11. studyjną płytę zespołu od 2013 r., czyli premiery „Lightning Bolt". Ale gdy usłyszeli zapowiadający „Gigaton" singiel „Dance of the Clairvoyants" – przeżyli największe rozczarowanie w 30-letniej historii grupy.
Rzecz w tym, że Pearl Jam jest ostatnim działającym zespołem z „wielkiej piątki" grunge'u i depozytariuszem stylistyki, która na początku lat 90. odrodziła światową muzykę, nawiązując do ostrego gitarowego grania Hendrixa, Black Sabbath, Led Zeppelin, ale i surowości punk rocka.
Nowe czasy
Członkowie pozostałych formacji zabrnęli w ślepą narkotykową uliczkę. Nirvana i Soundgarden rozpadły się po samobójstwach Kurta Cobaina i Chrisa Cornella. Stone Temple Pilots po przedawkowaniu Scotta Weilenda działa w zmienionym składzie, tak jak Alice in Chains po takiej samej śmierci Layne'a Staleya.
Na rok przed 30. rocznicą premier debiutanckich albumów Nirvany, Soungarden oraz „Ten" Pearl Jam z hitami „Alive" i „Jeremy", sprzedanego tylko w Ameryce w 15 mln egz. – formacja Eddiego Veddera pozostaje więc jedynym „strażnikiem pieczęci" grunge'u. A swoją pozycję wypracowała również walką o niezależność wydawniczą, boksując się też z takim gigantem, jak Ticketmaster, by nie zawyżał cen biletów ponad możliwości finansowe fanów.
Tymczasem w lutym wierni dotąd swojemu brzmieniu muzycy radykalnie z nim zerwali, zaskakując słuchaczy piosenką „Dance of the Clairvoyants". Królowie gitar nagrali kompozycję z perkusją brzmiącą jak automat, z partią syntezatorów, z funkowymi gitarami, bodaj pierwszą w historii pozbawioną gitarowej solówki, gdy w szeregach zespołu jest dwóch wybitnych wirtuozów – Stone Gossard i Mike McCready, na których pojedynki czekają fani.