Reklama

Gitarowy Parnas Tadeusza Nalepy

Czołowi polscy gitarzyści – Kozakiewicz, Raduli, Styczyński, Nowak – nagrali pod kierunkiem Jana Borysewicza album w hołdzie ojcu polskiego bluesa. Powstała najlepsza gitarowa płyta dekady w polskiej muzyce. Nalepa jest pewnie w siódmym niebie

Aktualizacja: 29.08.2008 08:48 Publikacja: 29.08.2008 03:13

Gitarowy Parnas Tadeusza Nalepy

Foto: Rzeczpospolita

Tadeusz Nalepa śmiał się, gdy nazywano go ojcem polskiego bluesa, pompatyczne gadanie nie było w jego stylu. W ogóle żył z uśmiechem, nawet gdy już ciężko chorował. Teraz kiedy ukazuje się płyta będąca hołdem dla niego, trudno nie uzmysłowić sobie, że był muzycznym ojcem najważniejszych polskich gitarzystów.

Często powtarzamy, że królem tego instrumentu jest Jimi Hendrix, a zapominamy, że Polacy też swoich wirtuozów mają. Jan Borysewicz o graniu pomyślał pierwszy raz, kiedy jako dziecko zobaczył w telewizji właśnie Tadeusza Nalepę. Odciągany od czarno-białego odbiornika krzyczał, że i tak zagra kiedyś w zespole idola.

Ojciec polskiego bluesa wypożyczył Borysewicza z Budki Suflera na trasę po Związku Radzieckim. Potem jeszcze balangowali i jamowali w podwarszawskim domu mistrza. Ale gdy Borysewicz pytał o wspólne nagrania, Nalepa odpowiadał, że jeszcze zdążą pomuzykować. Czasu zabrakło i płyta dedykowana mistrzowi jest podziękowaniem dla niego. Borysewicz wykonał „Piękno” oraz „Pożegnalny blues” w sposób, który stawia go w rzędzie takich mistrzów jak Hendrix czy Page.

Darek Kozakiewicz zagrał wspaniałe solówki na pierwszym albumie Breakoutu „Blues”. Teraz przypomniał wraz z Pawłem Kukizem słynną piosenkę z tej płyty „Oni zaraz przyjdą tu” oraz „Pomaluj moje sny”. Gitara w Perfekcie mu nie zardzewiała.

Jeden z najlepszym okresów koncertowych Nalepy przypadł na początek lat 80. Wielką atrakcją jego występów był wtedy Andrzej Nowak, założyciel TSA, który opuścił zespół i bluesował ze swoim muzycznym mistrzem. W hołdzie dla niego Nowak wykonał piosenki, które są jego muzycznym kredo. „W pochodzie codzienności” śpiewa o tym, że trzeba żyć marzeniami, i „Kiedy byłem małym chłopcem”, że trzeba słuchać swego serca, a forsa nie liczy się.

Reklama
Reklama

Jerzy Styczyński z Dżemu grał z Tadeuszem Nalepą, kiedy bliski śmierci był Ryszard Riedel. Gdy słuchałem Styczyńskiego przed gdyńskim występem Erica Claptona, nie wątpiłem, że miałby z polskiego gitarzysty pożytek. Kto nie wierzy, niech posłucha „Nauczyłem się niewiary” i słynnej „Modlitwy”, którą zinterpretował z umiarem, ale po mistrzowsku. Podobny komplement należy się również Maciejowi Balcarowi. Marek Raduli marnował się w Budce Suflera. Teraz dokonuje cudów gitarowej zręczności w „Co to za człowiek” i „Biegniesz tu”.

Ale dla Nalepy w bluesowym niebie najważniejsze jest pewnie to, że z największymi zagrał stojący na czele zespołu Nie-Bo jego syn Piotr. Ten, którego prowadził za rękę na zdjęciu z okładki „Bluesa”, kiedy wszystko się zaczynało.

W hołdzie Tadeuszowi Nalepie

pod opieką Jana Borysewicza

SonyBMG, 2008

Kultura
Lech Majewski: Mamy fantastyczny czas dla plakatu. Nie boimy się AI
Kultura
Hockney, Cézanne, Niki de Saint Phalle i Cartier. Wakacyjne wystawy w Europie
Kultura
Polka wygrała Międzynarodowe Biennale Plakatu w Warszawie. Plakat ma być skuteczny
Kultura
Kendrick Lamar i 50 Cent na PGE Narodowym. Czy przeniosą rapową wojnę do Polski?
Patronat Rzeczpospolitej
Gala 50. Nagrody Oskara Kolberga już 9 lipca w Zamku Królewskim w Warszawie
Reklama
Reklama