Muzycy, dla których jazz jest przygodą

Kubański kompozytor i trębacz Artur Sandoval opowiada "Rz" o swej muzyce oraz o tym, jak wyemigrował do USA. We wtorek wystąpi w Warszawie na Jazz Jamboree. Wydarzeniem był także sobotni koncert 76-letniego Michela Legranda

Publikacja: 17.11.2008 00:48

Artur Sandoval

Artur Sandoval

Foto: Jazz Jamboree

[b]Charakterystyczne dla pańskiej gry są bardzo wysokie dźwięki. Czy trudno je wydobyć z trąbki?[/b]

[b]Arturo Sandoval:[/b] Niełatwo, długo ćwiczyłem, by brzmiały czysto. Trąbka to bardzo wymagający instrument, ale cudowny, jeśli wziąć pod uwagę jego możliwości solistyczne.

[b]Zaczynał pan jednak od innych instrumentów.[/b]

Uczyłem się grać na instrumentach perkusyjnych, próbowałem też wielu innych, ale gdy wziąłem do ręki trąbkę, wiedziałem, że to jest moje przeznaczenie. Ale też ćwiczyłem bardzo intensywnie.

[b]Szybko miał pan okazję zweryfikować swoje umiejętności?[/b]

Niemal w każdym zespole wykonującym tradycyjną muzykę kubańską znajdzie się miejsce dla trębacza. A ponieważ szybko opanowałem technikę gry, pojawiły się propozycje od lokalnych zespołów. Miałem kilkanaście lat, grałem rumbę, son, cza-czę.

[b]Pierwszy raz przyjechał pan do Polski z grupą Irakere w 1978 r. Zrobiliście wtedy furorę na całym świecie.[/b]

Wcale nie wyglądało to tak różowo. Praktycznie cały czas byliśmy w trasie, co było męczące, ale w końcu przyniosło nam popularność. Nawiązaliśmy kontakty z różnymi muzykami, które później okazały się bardzo pomocne w solowej karierze każdego z członków Irakere.

[b]Czy wasza popularność za granicą była mile widziana przez władze Kuby?[/b]

Oczywiście, przecież nasze trasy koncertowe były przygotowywane przez oficjalne organizacje rządowe. Zarabialiśmy dla nich duże pieniądze w obcych walutach.

[b]Dlaczego nie został pan w Ameryce po koncercie w Carnegie Hall?[/b]

Zostawiłem na Kubie żonę i dziecko. Gdybym wtedy wyemigrował, nigdy bym ich już nie zobaczył.

[b]A jednak w końcu zdecydował się pan na ten krok.[/b]

Bo władze popełniły błąd. Wydały zgodę na wyjazd mojej żony i syna na wycieczkę do Europy w czasie mojej trasy koncertowej. Spotkaliśmy się w Rzymie i tam w amerykańskiej ambasadzie poprosiliśmy o azyl polityczny. W jego uzyskaniu pomógł mi Dizzy Gillespie.

[b]Kiedy pierwszy raz się spotkaliście? [/b]

W 1977 r. na Kubie. Mieliśmy wtedy okazję zagrać razem i jeśli tylko mieliśmy okazję spotkać się na jakimś festiwalu, zapraszał mnie do wspólnego występu.

[b]W wyniku takiego spotkania w Helsinkach powstała znakomita płyta „To a Finland Station".[/b]

Nagranie powstało zupełnie spontanicznie. Kilka utworów to efekt naszego nocnego jam session w studio, bo akurat obaj mieliśmy tego samego wieczoru koncerty w Helsinkach. Ja grałem ze swoim zespołem, a on z lokalnym bigbandem. Następnego dnia stwierdziliśmy jednak, że we dwóch nie damy rady szybko dokończyć płyty. Nie mogliśmy przewidzieć, kiedy spotkamy się ponownie i Dizzy zorganizował grupę fińskich muzyków.

[b]Wykonuje pan również utwory klasyczne. Czy nie kłóci się to z pana jazzową karierą?[/b]

Absolutnie nie. Lubię różnorodność. Klasyczne kompozycje stawiają inne wymagania. To dla mnie odskocznia i nowe wyzwanie, bo muszę więcej ćwiczyć. Moim ulubionym kompozytorem jest Sergiej Rachmaninow. Kocham jego muzykę.

[b]A interesują pana nowe trendy w jazzie?[/b]

Raczej nie. Coraz bardziej doceniam starsze nagrania: Dizzy Gillespiego, Oscara Petersona, Clarka Terry'ego, Counta Basiego, Louisa Armstronga, Milesa Davisa, Duke'a Ellingtona.

[b]Który z nich wywarł największy wpływ na pana?[/b]

Z pewnością Dizzy. Był genialnym trębaczem, twórcą nowego stylu, a przy tym niezwykłym człowiekiem.

[b]Ma pan w Miami własny klub. Jaką muzykę pan tam prezentuje?[/b]

Każdą dobrą, nie ograniczam się do jazzu. W Miami jest mnóstwo muzyków z różnych krajów, także wiele młodych talentów. Zapraszam też gwiazdy, występowali m.in. James Moody, Joshua Redman, Danilo Perez, Omar Sosa. Właśnie zmieniamy lokalizację, wkrótce otworzymy klub w nowym miejscu.

[b]Utrzymuje pan kontakty z Kubą, zachęca pan artystów do przyjazdu do Ameryki?[/b]

Nie mam takich kontaktów. Emigracja jest osobistą i trudną decyzją dla każdego Kubańczyka.

[b]Co zagra pan w Polsce?[/b]

Przyjeżdżam ze swoim sekstetem, gramy: afrocuban, bebop, straightahead, latin jazz, swing, son. Będą standardy i moje własne kompozycje. To muzyka, którą wykonuję od dwudziestu lat.

[ramka]Urodził się w 1949 r. w Artemisie na Kubie. W wieku 12 lat zaczął grać w lokalnym zespole na perkusji. Studiował grę na trąbce i kompozycję w Hawanie. Był współzałożycielem słynnej grupy Irakere. Objechał z nią świat, zdobył pierwszą nagrodę Grammy. Z pomocą Dizzy Gillespiego w 1990 r. wyemigrował do USA. Na podstawie jego biografii nakręcono film „For Love or Country: The Arturo Sandoval Story" z Andy Garcią w roli głównej. Profesor uniwersytetu i właściciel klubu jazzowego w Miami Beach.[/ramka]

[b]Charakterystyczne dla pańskiej gry są bardzo wysokie dźwięki. Czy trudno je wydobyć z trąbki?[/b]

[b]Arturo Sandoval:[/b] Niełatwo, długo ćwiczyłem, by brzmiały czysto. Trąbka to bardzo wymagający instrument, ale cudowny, jeśli wziąć pod uwagę jego możliwości solistyczne.

Pozostało 94% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"