Publiczność rozpoznawała piosenki już po pierwszych taktach, co zasługiwało na uznanie i zostało docenione przez artystkę. Ale chyba nikt nie zdawał sobie sprawy, że można niemal cały koncert ułożyć z przebojów, i to tych, które sama wylansowała.
Oczywiście nie byłoby sławnej Dionne Warwick, gdyby nie talent Burta Bacharacha. Ale i odwrotnie, bo kompozytor dawał swoje dzieła najpierw jej. Właśnie pierwszy wielki hit w ich karierze „Walk On By” otworzył koncert. Warwick śpiewa już innym głosem niż ten, który znamy z pierwszego wykonania piosenki. Ale tamto nagranie pochodzi z 1964 r. Minęło ponad 40 lat i głos wokalistki stał się bardziej szorstki, nieco zachrypnięty. W kolejnych piosenkach dało się zauważyć, że nie śpiewa pełną piersią. Może się po prostu oszczędzała, bo kiedy kilka dni temu rozmawiałem z nią przez telefon, narzekała na pogodę i przeziębienie.
Z najwcześniejszych swoich przebojów wybrała jeszcze „Any Old Time of Day” i „You’ll Never Get to Heaven”. Przy pierwszych taktach „I’ll Never Love This Way Again” zerwały się brawa. – Tę piosenkę znacie w innej wersji – zapowiedziała hit „I Say A Little Prayer” i do wspólnego wykonania zaprosiła swojego najstarszego syna Jeffreya, występującego również w roli perkusisty. Okazało się, że ma mocny, ciekawy głos i mógłby z powodzeniem spróbować kariery w gospel. Śpiewając nostalgiczną balladę „Alfie”, Dionne Warwick usiadła na wysokim stołku, tuż przy fortepianie. Gdyby tak grał na nim sam Burt Bacharach, byłbym w siódmym niebie. Niestety, pianistka Kathy Rubicco, dyrygująca od klawiatury całym zespołem, nie włożyła wiele serca w akompaniament.
Gdyby ktoś sądził, że swoje największe przeboje wokalistka zaśpiewała w latach 60., został wyprowadzony z błędu piosenką „Heartbreaker” z 1982 r. Warwick poprosiła o pomoc publiczność, która wykrzykiwała w odpowiednim momencie tytuł tematu.
– Teraz zabiorę was w moje ulubione miejsce: do Brazylii. Gdybyście kiedyś planowali urlop, pomyślcie, by spędzić go właśnie tam – zachęcała z takim przekonaniem, jakby rzeczywiście zakochała się w tym kraju. A jednak bossa novy „Aquarela do Brazil” i „Waters of March” nie były w jej wykonaniu przekonujące. Nie potrafiła wydobyć z nich lekkości i rozkołysanego rytmu.