Muzyka po horyzont

Festiwal Open’er. Gdynia przeżywa oblężenie – wszędzie tłumy młodych, kolejki i korki

Publikacja: 04.07.2009 02:34

Housowe duo Basement Jaxx zagrało na zamknięcie pierwszego dnia festiwalu (fot: Beata Kitowska)

Housowe duo Basement Jaxx zagrało na zamknięcie pierwszego dnia festiwalu (fot: Beata Kitowska)

Foto: Rzeczpospolita

Piątkową noc festiwalu zamknął swym koncertem Moby, wcześniej na dużej scenie rockowo grali The Kooks i Gossip, a w namiocie śpiewała Duffy. Już w czwartek, choć się wydawało, że pierwszy dzień przyciągnie mniej publiczności, wielotysięczny tłum bawił się z Brytyjczykami z Arctic Monkeys i Basement Jaxx.

Jednak Open’er to dużo więcej niż moment ekscytacji, gdy na scenę wychodzą najważniejsi współcześnie muzycy. To długie godziny jazdy w zatłoczonych pociągach do Trójmiasta, szukanie znajomych na szturmowanym ze wszystkich stron dworcu w Gdyni, a potem: przejście przez festiwalową procedurę, która stała się już tradycją.

Pierwszy ogonek wije się tuż przed Dworcem Gdynia Główna: trzeba stanąć w kolejce, żeby bilet wymienić na zieloną opaskę – będzie przepustką na teren festiwalu, ale i wizytówką noszoną z dumą wiele miesięcy po imprezie.

Stoi się długo, czasem godzinę, ale jest okazja, by pogadać. Jakiś chłopak z Rzeszowa przyjechał sam i szuka towarzyszy do zabawy; wystrojona na różowo blondynka z Finlandii chce odsprzedać bilet, bo kolega nie doleciał. Bardzo chwali trójmiejskie plaże i niskie ceny.

Strumień ludzi z opaskami regularnie płynie do specjalnych autobusów: maszyny, jedna po drugiej, wchłaniają barwny tłum i wywożą za miasto. Wszystko idzie sprawnie, choć doświadczeni wiedzą, że o 20., gdy zaczynają się najważniejsze koncerty, nadchodzi godzina szczytu i trzeba ruszać wcześniej. Bo Open’er to także legendy o monstrualnych korkach, jak ten sprzed roku, gdy wszyscy chcieli zdążyć na koncert Erykah Badu, a rekordziści jechali z Sopotu parę godzin.

Już kilka kilometrów przed lotniskiem zaczyna się inne festiwalowe miasto: wzdłuż drogi wędrują grupki ludzi z butelkami w ręku, korzystają, póki się da – na teren lotniska nie można wnosić alkoholu, a w środku dostępne jest tylko piwo sponsora. Przy głównym wejściu wielkie sprawdzanie: butelki lądują w potężnych kontenerach, a ochroniarze obszukują.

Stąd jeszcze kilometrowy spacer w głąb lotniska: po prawej – sznury zaparkowanych samochodów, po lewej – największe w historii Open’era pole namiotowe. Jeszcze jedna kontrola i jeszcze jedna ważna kolejka: po kupony, bo gotówką płacić nie można.

Tuż za bramkami rozciąga się po horyzont zielona trawa, w oddali majaczą festiwalowe sceny. Jesteśmy na miejscu, można się bawić. Choć to nie oznacza końca kolejek: co roku krążą anegdoty o niesamowitych spotkaniach w okolicach niebieskich kabin klozetowych. Jakaś dziewczyna rzuca się dawno niewidzianemu znajomemu na szyję. Trzaskają plastikowe drzwi i odnalezieni przyjaciele biegną razem pod scenę. Jedną z sześciu, a na każdej sporo się dzieje.

Sobota to szczytowy dzień festiwalu, dużą publiczność będzie miał przede wszystkim koncert Faith No More, który będą chcieli zobaczyć także starsi fani. Niedziela należy do młodych: na dużej scenie zaśpiewa zadziorna Lily Allen, a po niej najbardziej oczekiwany zespół tej edycji i rockowy przebój ostatnich lat: Amerykanie z Kings of Leon.

Piątkową noc festiwalu zamknął swym koncertem Moby, wcześniej na dużej scenie rockowo grali The Kooks i Gossip, a w namiocie śpiewała Duffy. Już w czwartek, choć się wydawało, że pierwszy dzień przyciągnie mniej publiczności, wielotysięczny tłum bawił się z Brytyjczykami z Arctic Monkeys i Basement Jaxx.

Jednak Open’er to dużo więcej niż moment ekscytacji, gdy na scenę wychodzą najważniejsi współcześnie muzycy. To długie godziny jazdy w zatłoczonych pociągach do Trójmiasta, szukanie znajomych na szturmowanym ze wszystkich stron dworcu w Gdyni, a potem: przejście przez festiwalową procedurę, która stała się już tradycją.

Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem
Kultura
Meksyk, śmierć i literatura. Rozmowa z Tomaszem Pindlem
Kultura
Dzień Dziecka w Muzeum Gazowni Warszawskiej