Aby zanurzyć się w świecie iluzji, nie trzeba przekraczać progu żadnej sali. Króluje na ulicach, placach, dziedzińcach. Już u wyjścia z dworca kolejowego bombardują festiwalowych gości tysiące barwnych plakatów i ulotek.
Przyczepionych, przyklejonych gdzie się da: do lampy, do witryny, do parkanu i do średniowiecznych murów. Idąc ulicą Republiki w stronę Pałacu Papieży, przeciskając się pomiędzy platanami przez ciasno zbity tłum – trzeba zapomnieć o ciszy i spokoju. Głośniej jest tylko na sambodromie w Rio de Janeiro.
Przed ratuszem na placu Zegarowym, gdzie przez całą noc wiruje kolorowa karuzela w stylu retro, suną korowody dam i kawalerów w perukach, pląsają półnagie tancerki z ogromnymi pióropuszami. Nagle wszyscy się rozstępują – środkiem mknie kawalkada biało-niebieskich szaletów z czerwonym serduszkiem: tak w Awinionie zwabia się widzów na sztuki Marivaux. W kawiarni obok występuje paryska śpiewaczka czasu okupacji. Pomiędzy stoliki wpada grupa esesmanów w podkutych butach, czarnych mundurach, z trupimi czaszkami na czapkach. Czwórka mimów przedstawia się jako Najstarsze Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Odgrywa obrazy z "Guerniki" Picassa. Przed katedrą spotkałem młodzieżowy zespół Skowronki, który tańczył kujawiaka. W tym roku najwięcej było naśladowców Michaela Jacksona.
[srodtytul]Kocioł z ulotkami [/srodtytul]
Tylko dwa razy od 1947 r. lipcowy Awinion był pogrążony w ciszy. W 1968 r. zablokowano go armatkami wodnymi w obawie przed rebelią studentów. W 2003 r. strajk techników teatralnych naraził region na straty szacowane na 1,5 mld euro. A więc można żyć nie tylko teatrem: można też żyć z teatru. Co roku podczas dwóch imprez teatralnych, głównej – Avignon In – i Avignon Off, widzowie kupują ponad milion biletów. Oglądają ponad tysiąc spektakli.