W sobotę, wraz z didżejami z jej kolektywu BEats Friendly, zajmie się przybyłymi do Mono Baru klubowiczami, doprawiając swym głosem repertuar rozpięty między deep housem, electro i indie dance. W środę zaś zaprezentuje w Fabryce Trzciny nagrania ze swojej nowej płyty „Lovefinder”.
Artystka sama przyznawała, że w studiu chciała wyzwolić z siebie energię, jaką ma podczas występów na żywo, raczej odbiorcą potrząsnąć, niż go ukołysać. Dla potencjalnego kupca albumu to dobrze, ale czy po odwiedzinach w Mono widz nie będzie miał deja vu?
– Raczej nie. Granie w klubie to jednak coś zupełnie innego niż koncert – mówi Novika. – Poza tym na Mazowieckiej wystąpię z Lexusem i Rawskim, od których tak naprawdę zależy cała, z reguły dość szalona, impreza. Ja jestem mimo wszystko dodatkiem. Na koncercie wychodzę na pierwszy plan, prezentując własne piosenki.
Z tym pierwszym planem nie będzie w Trzcinie wcale tak łatwo. Kasia Nowicka ma reputację wokalistki subtelnej, wyrafinowanej, unikającej szarży. Tymczasem akompaniować jej będzie skrzyknięte z myślą o występie eksperymentalne nieco grono zaprawionych w bojach muzyków. Cóż, najwyraźniej tego chciała, skoro kompletowała je w pocie czoła.
– To było bardzo trudne. Potrzebowałam ludzi otwartych muzycznie, znających się na elektronice, nieco zwariowanych, ale zarazem profesjonalnych – stwierdza.