– Opera jest trochę podobna do filmu, reżyser musi być bardzo dobrze przygotowany i realizować wcześniej wymyśloną wizję – mówi Michał Zadara. – W teatrze jest odwrotnie: im bardziej reżyser reaguje na żywych aktorów, na słowa i nie trzyma się swoich wyobrażeń, tym lepiej. Ale oba podejścia są mi bliskie.
Przyznaje, że ten debiut nie przeraża go także dlatego, że dyrekcja Opery Narodowej zaproponowała mu inscenizację „Orestei”. A to kolejny – po „Ifigenii”, „Fedrze” i „Odprawie posłów greckich” – antyczny temat, który przeniesie na scenę. „Oresteję” postanowił przedstawić jednak w sposób nietypowy, a inspiracją stała się fotografia jego mamy sprzed lat.
– „Oresteia” to opowieść o początku Aten, ale także i początku społeczeństwa – mówi Michał Zadara. – Poprzez ten mit chciałem opowiedzieć o Polakach w PRL. Trzy części utworu pokazują trzy istotne momenty naszych dziejów: pierwsze lata powojenne, popaździernikową odwilż oraz dekadę Gierka, w której od ideologii ważniejsze stały się kubańskie pomarańcze oraz mieszkania w blokach z wielkiej płyty.
Operę „Oresteia” skomponował Grek Iannis Xenakis, jeden z największych twórców XX wieku. Zanim poświęcił się muzyce, był architektem, dlatego wszystkie jego utwory cechuje precyzyjna, wręcz architektoniczna właśnie forma.
Wybitnym znawcą jego muzyki jest natomiast francuski dyrygent Franck Ollu, który przygotowuje tę premierę.