Jak można nie być dumnym z orkiestry, która należy do najstarszych i najlepszych na świecie. Pierwszy koncert Nowojorscy Filharmonicy dali w grudniu 1842 roku, ale przez 67 lat grali jedynie za pieniądze ze sprzedanych biletów. Dopiero z początkiem XX wieku zarząd zaczął wypłacać regularne pensje, a członków orkiestry zatrudniono na rocznych kontraktach.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/9145,1,555542.html]Zobacz galerie zdjęć[/link][/wyimek]
Tak jest zresztą do dzisiaj, choć najlepsi muzycy pracują po kilkadziesiąt lat. Muszą zresztą stale doskonalić swe umiejętności, bo konkurencja jest ogromna, na każde wakujące miejsce zgłasza się kilkuset chętnych. Do Nowojorczyków przez lata należało przecież pierwsze miejsce w Ameryce i na świecie. Obecnie w USA rywalizują z nimi symfonicy z Chicago czy Cleveland, ale to nadal marka niezwykła.
[srodtytul]Milionerzy melomani[/srodtytul]
Historia Nowojorskich Filharmoników to przykład, jak można odnieść sukces w dziedzinie, w której nie ma się żadnych tradycji, ale dysponuje się ogromnymi pieniędzmi. Nie byłoby orkiestry, gdyby nie milionerzy melomani, tacy jak król stali Andrew Carnegie, który w 1891 r. zbudował w Nowym Jorku wielką salę koncertową (Carnegie Hall) z widownią na ponad 2700 miejsc. Albo Avery Fisher, kolejny hojny sponsor, który patronuje obecnej ich siedzibie w Lincoln Center.