Najbardziej spektakularne albumy wydali: Quincy Jones i Charlie Haden. Śpiewać nie muszą, choć Haden pokazał kiedyś, że potrafi, więc zaprosili taka plejadę gwiazd, że może zakręcić się w głowie.
[wyimek] [link=http://www.rp.pl/galeria/9145,1,582164.html] Polecamy[/link][/wyimek]
Na płycie „Sophisticated Ladies” kwartet kontrabasisty Charliego Hadena akompaniuje trzem najpopularniejszym głosom jazzu i okolic: Dianie Krall, Norah Jones i Cassandrze Wilson. Każda z nich wiedząc, że konkurencja jest ostra, zaśpiewała na najwyższym poziomie. Miło porównać, jak ukazują swoją zmysłowość i czarują słuchaczy. Ale moje serce zwraca się w stronę najmłodszej z nich - Melody Gardot. Amerykańska wokalistka najpełniej pokazała tęsknotę za miłością w piosence „If I’m Lucky”, aż chciałoby się ją przytulić. To świetny wokalny album, a przy tym nasycony pozytywną, swingującą energią.
[wyimek][link=http://empik.rp.pl/]Szukaj na Empik.rp.pl[/link][/wyimek]
Inna w charakterze jest płyta Quincy’ego Jonesa „Soul Bossa Nostra”. To właściwie składanka jego hitów w nowych aranżacjach i w wykonaniu popularnych artystów r’n’b i hip hopu. Tytuł nawiązuje do legendarnego albumu Quincy’ego „Soul Bossa Nova” z 1962 r. ale nie ma klasy i nowatorstwa tamtego. Pojedyncze nagrania mogą się podobać, m.in.: tytułowe w perfekcyjnym wykonaniu grupy Naturally 7, „Ironside” z mistrzowskim rapem Taliba Kweli czy „Give Me the Night” Jamiego Foxxa. Świąteczny nastrój roztoczy natomiast John Legend śpiewający „Tomorrow” z chórem dziecięcym. Ale im dalej, tym częściej artyzm ustępuje efekciarskim popisom.