[b]Kiedy zaczyna pan pracę nad operą, myśli pan od razu scenicznymi obrazami?[/b]
Zdecydowanie tak. Teraz, kiedy już wchodzę w świat „Turandot”, wyobrażam sobie lód, lodowisko, które będzie się topić jak serce księżniczki Turandot. Kolejny mój obraz, który kojarzy się z tą operą, to giętki bambus. Na pewno pojawi się na scenie.
[b]Czy scenograf jest tylko wykonawcą pańskich poleceń, czy ma prawo zgłaszać własne rozwiązania?[/b]
Przekazuję mu swoją wizję, wyjaśniam, ale to on nadaje konkretny kształt moim pomysłom.
[b]A kim jest dla pana dyrygent? W którym momencie zaczyna pan z nim rozmawiać?[/b]
Od początku, tak też wyglądały kontakty z Valerym Gergievem przy „Trojanach”. Bardzo mi pomógł, nie tylko jako znakomity muzyk, ale i Rosjanin, a więc obywatel kraju, który jest potęgą kosmiczną. Właśnie w trakcie wspólnych rozmów zrodził się pomysł, że Eneasz nie powinien szukać swojego miejsca w Italii, ale poza Ziemią, na Marsie, gdzie mogłyby się rozpocząć dzieje nowej cywilizacji. Muszę też dodać, że w początkowej fazie projektowania posługiwałem się koncertowym nagraniem „Trojan” pod batutą Gergieva. Od razu urzekły mnie intensywność muzyki i silne kontrasty w niej obecne. Dlatego chętnie zdecydowałem siępracować z tym dyrygentem.