Z pokolenia na pokolenie zmienia się kodeks moralny. Teraz wszystko pędzi, wali się i pali. Jest mocno, dużo, wysoko, szeroko. Różne wartości nabierają innego znaczenia, ale chyba dobro i zło zawsze były niełatwe do określenia. W zasadzie trudno powiedzieć, co to znaczy „kodeks moralny". Myślę, że i tak każdy w pewnym sensie tworzy swój własny i zawsze tak było – bez względu na okoliczności.
Czy Polska jest makietą nowoczesności, iluzją z Photoshopu – taką jak w „Wojnie polsko-ruskiej"; zakłamaną jak w „Dwojgu biednych Rumunach mówiących po polsku" i zmitologizowaną niczym w „Między nami dobrze jest"?
To pytanie do autorów – Doroty Masłowskiej i Przemka Wojcieszka. To świat widziany ich oczami. Ale w ogromnej mierze się z nimi zgadzam.
„Sala samobójców" to wstrząsający portret poszukiwań bliskości w Internecie, miłości odrzuconych i nieprzystosowanych. Czy zauważa pani, że pani pokolenie żyje drugim życiem w sieci?
Wiem, że ten problem istnieje, i widzę, że na dużą skalę. Mnie zupełnie to nie dotyczy. Młodzi ludzie nie potrafią dziś żyć bez gadżetów i Internetu, a dzieci oglądają agresywne bajki w 3D. Nie potrafię sobie wyobrazić, co dziecko wtedy przeżywa i jak to zmienia świadomość. W necie możesz być każdym, możesz spełnić tam swoje największe pokusy, zawsze znajdziesz akceptację kogoś podobnego do siebie. To złudzenie bycia blisko, bycia w społeczności, bycia w rodzinie. A przy tym to ogromne źródło wiedzy – nie zawsze prawdziwej. Fenomen komunikacji, zjadacz czasu i lampa Alladyna. Cieszę się, że nie musiałam tego doświadczać jako nastolatka.