Rz: Czuje się pan związany z ojczyzną przodków?
Nie jesteśmy rodziną zasiedziałą w Stanach od pięciu czy sześciu pokoleń. Mój ojciec przyjechał do Ameryki w 1931 roku. Miał wówczas sześć lat i zrobił wszystko, by się zamerykanizować. Rodzice mojej matki pochodzili z Sycylii, ale ona sama urodziła się w Ameryce. Ja jestem głęboko wrośnięty w kulturę amerykańską, ale mam wielki szacunek dla europejskiej tradycji. I oczywiście włoskiej, z której czerpię całymi garściami. Myślę, że moje przywiązanie do rodziny bierze się właśnie z włoskiej części mojej osobowości.
„Passione" to opowieść o rozśpiewanym i rozmuzykowanym Neapolu. To był powrót do korzeni?
Muzyczny dramat „Romanse i papierosy" wyreżyserowany przeze mnie w 2005 roku odniósł spory sukces. Dlatego pewnie zaproponowano mi nakręcenie „Passione" – filmu, który miał przypominać „Buena Vista Social Club", tyle że osadzone w kulturze włoskiej. Długo się wahałem, w końcu jednak się zgodziłem. Neapol jest miejscem ogromnie interesującym. Mieszają się w nim wpływy hiszpańskie, francuskie, arabskie, afrykańskie. Pracowałem kiedyś ze wspaniałym neapolitańskim reżyserem Francisco Rosim. Dzięki niemu poczułem smak tego miasta. Poznałem wielu tamtejszych pisarzy i dramaturgów, a Eduardo De Filippo dał mi swoją sztukę „Questi Fantasmi". Wystawiliśmy ją w Nowym Jorku i Neapolu. Więc „Passione" rzeczywiście było dla mnie powrotem do tego miasta. A przede wszystkim do jego dźwięków.