Grać, by dawać radość

Urok „Szalonych dni muzyki” tkwi w tym, że to widz decyduje, kogo słucha. Kiedy tylko chce, może zmienić salę i wykonawcę. W weekend tak bawiło się ponad 20 tys. warszawiaków

Publikacja: 03.10.2011 10:21

Izabela Matuła i NOPR pod dyrekcją Jacka Kasprzyka wykonali m.in. „Don Juana” Richarda Straussa

Izabela Matuła i NOPR pod dyrekcją Jacka Kasprzyka wykonali m.in. „Don Juana” Richarda Straussa

Foto: Fotorzepa

Pierwsze spostrzeżenie, jakie nasunęło się podczas wędrówki po piętrach Teatru Wielkiego, w których urządzono cztery sale koncertowe (piąta była w namiocie ustawionym na pl. Teatralnym), dotyczy publiczności. Melomani, których co tydzień spotyka się w Filharmonii Narodowej, byli tu w zdecydowanej mniejszości. „Szalone dni muzyki" to impreza prawdziwie rodzinna i obowiązuje na niej swobodna atmosfera.

Tu nikt też nie przejmuje się, jeśli kilkuletnie dziecko zaczyna wiercić się lub tańczyć między krzesłami, gdy spodoba mu się grana melodia. Część rodziców przyprowadziła pociechy na specjalne koncerty „Smykofonii", której organizatorzy zapraszają nawet niemowlaki. Dorośli muszą usiąść razem z dzieckiem na dywanie, a potem uważnie obserwować jego reakcje. Te zaś bywają spontaniczne i radosne, gdy na przykład we fragmencie I symfonii Mahlera dzieci odnalazły znaną im piosenkę o panie Janie, którą kompozytor wplótł do swego utworu.

Wiele rodzin zostawało potem na kolejnych koncertach, choć miały one już bardziej dorosły program. Najwytrwalsi zaś potrafili spędzić w Teatrze Wielkim cały dzień – od rana do wieczora – lub przyjść nie tylko w piątek, ale również w sobotę i niedzielę.

Odkrycia w każdej sali

Z 85 przygotowanych koncertów ja też ułożyłem sobie własną trasę wędrówki. Nie nastawiałem się na obcowanie z wydarzeniami, chciałem raczej, by słuchanie muzyki dostarczyło mi radości w taki sposób jak innym widzom festiwalu. Otrzymałem i jedno, i drugie.

Były w ten weekend koncerty, który zgromadziły po tysiąc osób, i takie, które zyskały najwyżej 40 słuchaczy. Liczba miejsc zapełnionych na sali nie miała jednak wpływu na poziom występu. Nawet w bardzo kameralnej sali można było spotkać interesującego wykonawcę, takiego choćby jak 25-letni Rosjanin Andriej Korobejnikow. W 45-minutowym recitalu brahmsowskim zaprezentował się jako naprawdę dojrzały pianista.

Odkryciem był dla mnie niewiele starszy, 32-letni dyrygent Kazuki Yamada, który zaczyna robić poważną karierę nie tylko w Japonii. Z początku można było odnieść wrażenie, że do IV symfonii Brahmsa podszedł z obawą, bo Sinfonia Varsovia zaczęła ją wyjątkowo niemrawo. Wkrótce jednak okazało się, że była to dobrze przemyślana koncepcja, która świetnie się rozwinęła i muzycy z każdą minutą grali coraz ciekawiej.

Zapał i zaangażowanie

Artystyczny znak jakości miały też mahlerowskie interpretacje Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach pod dyrekcją Jacka Kasprzyka, jazzowe interpretacje polsko-niemieckiego duetu Marcin Grochowina (fortepian) i Felix Borel (skrzypce) lub II koncert fortepianowy Liszta z ogniem i elegancją zagrany przez Węgra Dezso Rankiego. Bardzo dobrze zresztą partnerowała mu Sinfonia Varsovia z Kazuki Yamadą.

A jednak nie takie wykonania były najważniejsze na tegorocznych „Szalonych dniach muzyki". Organizatorzy zaprosili także orkiestry szkół muzycznych z całej Polski. Oczywiście dwie wersje słynnego Adagietta z V symfonii Malhera zagrane przez wrocławskich uczniów i NOSPR dzieliła ogromna różnica, choćby w jakości brzmienia czy dopieszczenia szczegółu, ale zapał i zaangażowanie artystów były takie same.

A serenada Twardowskiego w wykonaniu Warszawskiej Orkiestry Smyczkowej im. Zenona Brzewskiego (tworzą ją uczniowie ze szkoły przy ul. Miodowej) po prostu zachęcała, by z namiotu natychmiast wejść do wnętrza Teatru Wielkiego i słuchać muzyki, jak najdłużej się da. Zachęcała skutecznie – tak właśnie uczyniło wielu uczestników „Szalonych dni muzyki".

 

 

Pierwsze spostrzeżenie, jakie nasunęło się podczas wędrówki po piętrach Teatru Wielkiego, w których urządzono cztery sale koncertowe (piąta była w namiocie ustawionym na pl. Teatralnym), dotyczy publiczności. Melomani, których co tydzień spotyka się w Filharmonii Narodowej, byli tu w zdecydowanej mniejszości. „Szalone dni muzyki" to impreza prawdziwie rodzinna i obowiązuje na niej swobodna atmosfera.

Tu nikt też nie przejmuje się, jeśli kilkuletnie dziecko zaczyna wiercić się lub tańczyć między krzesłami, gdy spodoba mu się grana melodia. Część rodziców przyprowadziła pociechy na specjalne koncerty „Smykofonii", której organizatorzy zapraszają nawet niemowlaki. Dorośli muszą usiąść razem z dzieckiem na dywanie, a potem uważnie obserwować jego reakcje. Te zaś bywają spontaniczne i radosne, gdy na przykład we fragmencie I symfonii Mahlera dzieci odnalazły znaną im piosenkę o panie Janie, którą kompozytor wplótł do swego utworu.

Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla