To obok Stanisława Skrowaczewskiego drugi polski dyrygent o tak wspaniałej i długiej karierze. Obaj też mimo upływu lat zdumiewają znakomitą kondycją pozwalającą podejmować im najtrudniejsze zadania artystyczne.
Do takich należy z pewnością wykonanie kompletu symfonii Johannesa Brahmsa. W latach 90. na płyty nagrał je z brytyjską Halle Orchestra Skrowaczewski, teraz z Sinfonia Varsovia zamierza to uczynić Semkow. Zanim będziemy się mogli delektować wydawnictwem fonograficznym, posłuchajmy w poniedziałek i w środę tych utworów na żywo.
Brahms skomponował cztery symfonie. W porównaniu z dziewięcioma Beethovena to dorobek skromny. Miał zresztą chyba kompleks wielkiego poprzednika. „Nawet nie wiecie, jak ten typ mnie prześladuje – pisał w jednym z listów. – Nie brak w Wiedniu osłów biorących mnie za drugiego Beethovena". Może właśnie dlatego długo przymierzał się do skomponowania pierwszej symfonii. Ukończył ją dopiero w 41. roku życia, w 1874 r., po 12 latach pracy. I co wówczas pisali krytycy? „Żaden inny kompozytor nie zbliżył się tak bardzo do wspaniałych dzieł Beethovena".
On nie był jednak epigonem. Przejąwszy od Beethovena żelazną logikę konstrukcji, dbałość o dopracowanie każdego szczegółu, monumentalizm połączony z emocjami, poszedł jednak dalej. Okazał się mistrzem w przetwarzaniu motywów melodycznych, jego inwencja wydaje się niewyczerpana. Wspaniale potrafił też wykorzystać bogactwo brzmienia orkiestry.
W czterech symfoniach Brahmsa łatwo można dostrzec pokrewieństwo stylistyczne, ale zarazem każda różni się od pozostałych. Dlatego posłuchanie ich w ciągu dwóch wieczorów to wielka przyjemność. Tylko wówczas jednak, gdy dyryguje nimi tak znakomity artysta jak Jerzy Semkow.