Ubrana w połyskującą cekinami zieloną suknię, okryta grubym szalem artystka wyglądała zjawiskowo, a jej śpiew poruszył zmysłowością, ekspresją i perfekcją. To był najlepszy koncert, jaki Stołeczna Estrada zorganizowała z okazji świąt Bożego Narodzenia i kończącego się roku. Poprzednio gościliśmy m.in. Chicka Coreę i The Hilliard Ensemble.
Występ z pianistą Edselem Gomezem zaczęła od starej amerykańskiej kolędy „Away in a Manger". Ale ponieważ Dee Dee Bridgewater lubi być oryginalna, pokazała, że potrafi wlać ciepło w serca słuchaczy śpiewając piosenki nie związane tematycznie ze świętami. Dowodem był tytułowy utwór z najnowszego albumu „Midnight Sun" zawierającego wybór balladowych kompozycji z jej bogatej kariery. Teatralne gesty i subtelna intonacja wzbogaciły tę interpretację.
- Zaśpiewam piosenkę, która towarzyszyła mi co roku w dzieciństwie i młodości, a śpiewał ją mężczyzna o welwetowym głosie Bing Crosby - zapowiedziała „White Christmas", jeden z największych przebojów słuchany przy choinkach na całym świecie. W finale wykonała krótką improwizowaną wokalizę, a standard zakończyła życzeniem „Niech pada śnieg".
- Nie wyobrażam sobie świąt bez prawdopodobnie najpopularniejszego tematu - powiedziała intonując „Jingle Bells". Ale zaśpiewała go spokojnie, w wolnym tempie ważąc każde słowo. A na koniec zaśmiała się grubym głosem naśladując Świętego Mikołaja.