Rz: Dlaczego tak często wraca pani w swoich filmach do Rosji?
Ewa Ewart:
Zainteresowanie i pasja to rezultat mojego pobytu w Moskwie na początku lat 90. Byłam wtedy producentką newsów dla amerykańskiej stacji telewizyjnej CBS. Po przejściu do BBC nie było chyba roku, żebym chociaż raz nie wróciła do starych kątów. Na tych powrotach zaważył fakt, że jestem ze wschodniej Europy, biegle znam język. Byłam jedyną w redakcji, która mogła poruszać się po Rosji tak swobodnie. Przeżyłam w tym kraju proces rozpadu ZSRR. To było niezwykłe doświadczenie – być w środku wielkich przemian historycznych i obserwować budowanie demokracji, a potem przejęcie władzy przez Jelcyna.
Zmieniła się Rosja od tamtego czasu?
Bardzo, choć nierównomiernie. Przemiany najbardziej widać w wielkich miastach, takich jak Petersburg czy Moskwa. Reprezentacyjna ulica stolicy Rosji – Gorkiego – wygląda jak Piąta Aleja w Nowym Jorku. Zmienili się też młodzi Rosjanie: stali się bardzo pewni siebie. Ale i wciąż są dramatyczne różnice między wielkimi ośrodkami a prowincją. Tam przemiany dokonują się znacznie wolniej, nieraz trudno oprzeć się wrażeniu, że czas się tam zatrzymał.