Nagrodę Główną otrzymało zdjęcie Tomasza Lazara „Areszt protestujących w Harlemie, Nowy Jork" wyróżnione niedawno w World Press Photo. Czy to zbieg okoliczności?
Anna Brzezińska: Kiedy podejmowałam decyzję, nie znałam ani wyników World Press Photo, ani zwycięzcy. To dobrze, że nagrodzona została fotografia, którą zauważono i doceniono na największym światowym konkursie. Ale też bardzo żałuję, że nie było drugiego tak dobrego konkurencyjnego zdjęcia – i to wśród 7 tysięcy nadesłanych prac! Muszę też wspomnieć, że to konkurs polskiej fotografii prasowej. Oczywiście, nie jesteśmy zamknięci na świat, ale dobrze by było, gdyby o główną nagrodę z tematem globalnym mógł rywalizować krajowy. Wypada mieć nadzieję, że mamy do czynienia z chwilowym spadkiem formy młodszych kolegów. A że nie jest najgorzej, świadczy nowa kategoria w konkursie – fotografia kreatywna. Było trochę ciekawych prac i te zostały nagrodzone. Nie mam żadnych wątpliwości, że bardzo ważne dla polskiej fotografii jest to, aby konkurs był nadal organizowany.
Ale żeby było lepiej, musimy sobie zdać sprawę, co nie domaga.
Czynników jest wiele. Trzeba zauważyć, że dziś każdy może mieć sprzęt, który zdaniem amatorów sam robi zdjęcia. Dawniej fotograf musiał dużo więcej umieć – dużo więcej wiedzieć. O tym, jaki będzie kadr, decydował już w czasie fotografowania albo pracując w ciemni. Teraz wszystko jest zautomatyzowane. Podczas jednego wydarzenia robi się kilka tysięcy klatek. Czasami nie można już mówić o fotografach – to operatorzy spustu migawki. Używają wyłącznie palca, a głowy wcale. Problemem jest też postawa wydawców, którzy od pięciu – sześciu lat przestali dbać o poziom fotografii, bo chcą, by była jak najtańsza. Powodem jest kryzys, ale również fakt, że odbiorcy prasy nie zwracają uwagi na ilustracje – co pokazują badania czytelnicze. Nasila się też inna niepokojąca tendencja: im zdjęcie bardziej amatorskie – tym bardziej uważa się je za autorskie. Ale w Polsce nigdy nie było wysokiej kultury fotograficznej.
Syndrom Zorki 5 z „Rejsu"?