Günter Wallraff
Z nowego wspaniałego świata
Czarne
W młodości był zapewne skautem, chociaż więcej mówiło się o tym, że raczej współpracownikiem Stasi – sąd jednak oddalił oskarżenie jako bezpodstawne. Kimkolwiek był i jakkolwiek naiwne byłyby jego pobudki, niewątpliwie robił to z przyczyn altruistycznych. Cóż, Wallraff urodził się w 1942 r. – jego wrażliwość społeczna budowała się więc w dokładnie tej samej atmosferze co poglądy Andreasa Baadera czy Ulrike Meinhof. O jego inteligencji dobrze świadczy jednak to, że zamiast podkładać bomby, zabrał się za pisanie.
Teksty Wallraffa to niemal wzorcowe reportaże wcieleniowe. Chcąc opisać sytuację bezdomnych, dajmy na to w Kolonii, Wallraff wkłada dziurawe portki sprzed dziesięciu lat i spędza tydzień w noclegowniach lub wprost na ulicy. Zamierzając przedstawić kwestię rasizmu, sytuacji ciemnoskórych imigrantów w Niemczech, niewiele myśląc, maluje sobie twarz ciemną farbą, charakteryzuje się na Senegalczyka, po czym usiłuje znaleźć pracę lub wynająć mieszkanie. Natomiast zatrudniając się w zakładach piekarniczych Weinzheimera: „Odmładzają mnie peruka i czarne wąsy. W kolarskim dresie i odpowiednim kasku wskakuję na czerwony rower wyścigowy i pruję prosto do dyrekcji zakładów" – opisuje tak sugestywnym językiem, że czytelnik niemal widzi filmową scenę charakteryzującego się z pietyzmem tajnego agenta.
Nawiasem mówiąc, Wallraff z tajnym agentem cokolwiek wspólnego jednak ma. W 1981 r. sąd uznał mianowicie jego metodę pozyskiwania informacji za legalną, „gdy dzięki niej istnieje szansa ujawnienia poważnych uchybień", co ma ten skutek, że jego eskapady w miasto i próby interwencji nie są pustą donkichoterią, lecz mają również wymiar praktyczno-prawny.