Giganci rocka wykonali album w aluzyjnie-przewrotny sposób... od końca. Jakby chcieli się cofnąć w czasie.
Kasety i winyle
Zanim na bemowskim lotnisku rozbrzmiały potężne dźwięki „The Struggle Within", kompozycji, której kwartet nie wykonywał na żadnym z wcześniejszych tournee, na trzech gigantycznych ekranach pokrywających całą przestrzeń sceny, zobaczyliśmy archiwalne zdjęcia z 1990 r., gdy niespełna trzydziestoletni muzycy weszli do studia. Byli już po sukcesie „Justice For All", ale nie spodziewali się pewnie jeszcze, że płyta, którą zaczynają nagrywać, zagwarantuje im status megagwiazdy i pozwoli przenieść się z hal koncertowych na stadiony.
Rewelacyjnie współgrały z aurą warszawskiego wieczoru i atmosferą na widowni sekwencje ze spotkania fanów Metalliki, którzy przed premiera „Black Albumu" zgromadzili się w Los Angeles na największym w historii przedpremierowym przesłuchaniu winylowego krążka. Ale wczoraj w Warszawie było nas jeszcze więcej! Obejrzeliśmy również zdjęcia taśmy produkcyjnej tłoczącej kolejne egzemplarze czarnej, nomen omen, „Czarnej Płyty". I kaset!
Siwe loki
Nie dało się ukryć, że czas odcisnął swe piętno na twarzach muzyków. Długie loki gitarzysty Kirka Hammetta nie są już tak smolistoczarne jak kiedyś - posiwiały, tak jak hiszpańska bródka. Na szczęście temperatura emocji, z jaką gra, nie opadła. Świetnie wypadła zwłaszcza solówka „Nothing Else Matters". Najbardziej ucierpiała fryzura perkusisty Larsa Ulricha — z odsłoniętym czołem, króciutko ostrzyżony, przypomina coraz bardziej Anthony'ego Hopkinsa. Ale to wciąż, bodaj, jedyny perkusista na świecie, który nie może usiedzieć za bębnami: często podrywał się na równe nogi, by jeszcze mocniej uderzyć w werble i wywołać burzę szumem talerzy.
Na pierwszym planie był, jak zwykle, gitarzysta i wokalista James Hetfield, którego ciało coraz bardziej pokrywają demoniczne tatuaże. Jego uśmiech pozostaje jednak czarująco niewinny. Chyba, że ma wykrzyczeć refren „Of Wolf and Man". Nieco w cieniu kolegów — zwłaszcza na ekranach, pozostawał basista Robert Trujillo, pomijany przez kamerzystów, co kilka razy skrytykował gestem głowy Hetfield.