Monitor dla dyrygenta

Tomasz Szreder, kierownik muzyczny „Balu maskowego” na Stadionie Olimpijskim, o emocjach, jakie wyzwalają wielkie widowiska

Publikacja: 08.06.2012 14:35

Tomasz Szreder

Tomasz Szreder

Foto: materiały prasowe

„Bal maskowy" Verdiego został przygotowany z myślą o Euro i jego gościach. Czy to znaczy, że Opera Wrocławska szykuje propozycję lekką, łatwą i przyjemną?

Małgorzata Piwowar:

Chcemy, by spektakl był na najwyższym poziomie artystycznym. Rzeczywiście, premierowe przedstawienia są przedzielone jednym z meczów i może przyjezdnych zainteresuje barwny korowód maskowy towarzyszący widowisku, ale i wykraczający poza Stadion Olimpijski, na którym wystawimy „Bal maskowy". Naszą ofertę kierujemy do tych, którzy mniej chętnie przyszliby do gmachu opery, ale z chęcią będą uczestniczyć w widowisku plenerowym. Dorobiliśmy się już publiczności, której nie widujemy w naszej siedzibie, a która regularnie przychodzi na wszystkie nasze megawidowiska. Prowadzimy też akcję charytatywną: sprzedaż masek wykonanych przez uczniów wrocławskich i dolnośląskich szkół. Dochód zostanie przeznaczony na kolonie dzieci z domów dziecka. Mówię o tym dlatego, że w ostatniej części przedstawienia każdy z widzów posiadający taką maskę będzie mógł ją założyć i znaleźć się na balu, stając się uczestnikiem przedstawienia.

To dobry wstęp do rozpoczęcia przygody z operą?

Bardzo odpowiedni. Realizowane przez nas plenerowe megawidowiska temu m.in. mają służyć. Chodzi o przełamanie uprzedzeń. Dla wielu ludzi barierą w obcowaniu z klasycznym przedstawieniem wystawionym w operze jest obowiązująca konwencja. Niektórzy czują się skrępowani presją włożenia wieczorowego stroju. Na widowiskach plenerowych atmosfera jest luźniejsza, nie ma takich wymagań, w każdej chwili można wyjść.

Czy „Bal maskowy" nadaje się do realizacji poza gmachem teatralnym?

Tak. Przy każdym wyborze opery, która ma zostać wystawiona w takich niecodziennych warunkach, brana jest pod uwagę jej widowiskowość. Dwa lata temu byłem kierownikiem muzycznym „Turandot" Pucciniego, której trzy spektakle także odbyły się na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. Wcześniej zrealizowaliśmy „Otella" Verdiego na Wyspie Piaskowej na Odrze, „Giocondę" Ponchiellego na rzece, „Napój miłosny" Dionizettiego na Pergoli.

Czy inaczej pracuje się wówczas z muzykami?

Tak samo, aż do momentu, w którym przechodzimy na próby stadionowe. Wtedy pojawiają się dodatkowe trudności, bo następuje multiplikacja wszystkiego: większe są chóry, więcej statystów. Robimy przecież wielkie widowisko, na ogromnej scenie, oglądane przez niemal 20-tysięczną widownię.

Potrzebne są artystyczne kompromisy?

Trzymamy się bardzo dokładnie tekstu muzycznego i słownego – tak jak w każdym przedstawieniu stricte operowym. Trzeba jednak przyznać, że kompromisem jest konieczność nagłośnienia śpiewaków i orkiestry. Taki dźwięk jest odrobinę gorszej jakości niż ten żywy w teatrze. Mogą też wystąpić drobne rozbieżności ze względu na utrudnienia komunikacyjne. Orkiestra będzie grała w sali oddalonej o jakieś 100 – 150 metrów od boiska i w związku z tym nie będę miał bezpośredniego kontaktu ze śpiewakami. Mogę się z nimi komunikować jedynie za pośrednictwem monitorów. W teatrze operowym ów bezpośredni kontakt daje możliwość ściślejszej współpracy przy tworzeniu napięcia dramatycznego. Ale jestem optymistą. Już raz korzystaliśmy z tego wariantu i się sprawdził, więc mam nadzieję, że teraz też wszystko będzie przebiegało bez zakłóceń.

Jakie atuty ma „Bal maskowy" jako opera?

Jest znakomitym utworem skomponowanym przez Verdiego w jego najlepszym twórczo czasie. Ma świetne role dla śpiewaków – dramatycznego sopranu, tenora i barytonu, bo partia Renata należy do ulubionych największych wykonawców.

Jest pan jednym z nielicznych polskich dyrygentów, którzy poprowadzili cały wagnerowski „Pierścień Nibelunga". Wtedy był mniejszy czy większy dreszcz emocji niż teraz?

Artystycznym spełnieniem był Wagner, nie mam co do tego cienia wątpliwości. Jego dzieło jest nieprawdopodobnej wielkości i głębi. Natomiast jeśli idzie o dreszczyk emocji, to widowisko dla kilkunastu tysięcy widzów oczywiście nieźle go wyzwala.

Czy może tak się stać, że pod wpływem rynku opera zacznie się zmieniać?

Ewolucja widowiska operowego jest oczywista i nie zaczęła się teraz. Zmiany następują od początku jej istnienia. Najpierw najważniejszy byli śpiewacy i ich kunszt wokalny, do tego stopnia, że chcąc się popisać, dobierali sobie arie, w których najlepiej się czuli, i to wcale niekoniecznie z opery, w której aktualnie występowali. Potem muzyka i dramat stały się istotniejsze niż sam popis wokalny. Jeszcze później zaczęto preferować wiodącą rolę orkiestry. Wreszcie przyszedł czas na dominację teatralnego widowiska jako nadrzędnej wartości opery. Dziś oczekujemy od śpiewaków nie tylko kunsztu wokalnego, ale i aktorstwa co najmniej na przyzwoitym poziomie.

Gdyby przyszło panu wybierać następną operę do wystawienie w plenerze, co by to było?

„Madame Butterfly" Giacomo Pucciniego.

rozmawiała Małgorzata Piwowar

„Bal maskowy" Verdiego został przygotowany z myślą o Euro i jego gościach. Czy to znaczy, że Opera Wrocławska szykuje propozycję lekką, łatwą i przyjemną?

Małgorzata Piwowar:

Pozostało 96% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla