Przyparci do szkła

Występy w celebryckim show są traktowane jak paszport do tabloidowo-internetowej kariery

Publikacja: 01.07.2012 16:55

Kuba Wojewódzki i Krzysztof Materna

Kuba Wojewódzki i Krzysztof Materna

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch DM Danuta Matloch

Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Czemuś biedny, boś głupi, czemuś głupi, boś biedny – ta stara maksyma nie znajduje żadnego potwierdzenia w telewizyjnych programach rozrywkowych. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest dokładnie odwrotnie – im więcej pieniędzy stacja wykłada na produkcję kolejnego show, tym mniej inteligentna rozrywka w efekcie powstaje.

Honor szklanego ekranu ratują programy skromne i takie, w których można się pokazać bez obaw, że prowadzący zacznie, jak na kozetce u Wojewódzkiego, wypytywać o kolor majtek. Czy bywanie w telewizyjnych talk-show, „intelektualnych” zabawach („wymień trzy polskie komedie”), tańcach-połamańcach na lodzie i na wodzie sprzyja rozwojowi kariery? Niestety, w dzisiejszym jej rozumieniu jako ulicznej i internetowo-tabloidowej rozpoznawalności – na pewno.

To tłumaczy, dlaczego podczas castingów do programów, gdzie wielce kompetentni jurorzy wybierają najzdolniejszych piosenkarzy amatorów (lub zawodowców, którzy jedynie amatorów udają), kłębią się coraz większe tłumy.

Ci, którzy przejdą eliminacje, otrzymają okazję, by zaprezentować własne zdolności wokalne np. przed Nergalem. Ten śpiewa tak wyśmienicie, że gdy trzeba było nagrać na finał programu piosenkę wykonaną przez wszystkich jurorów „The Voice of Poland”, Andrzej Piaseczny śpiewał, Kayah śpiewała i Anna Dąbrowska także, a liderowi satanistycznego Behemotha reżyser dał do ręki gitarę zamiast mikrofonu. Żeby nie śpiewał.

Porozmawiajmy o dziewictwie

A przecież początki gatunku były w Polsce niezwykle obiecujące. W 1993 r. wystartowała w Dwójce „Szansa na sukces” prowadzona przez Wojciecha Manna. Program Elżbiety Skrętkowskiej, w którym amatorzy śpiewali przeboje gwiazd, szybko przyniósł polskiej estradzie znakomitą wokalistkę – Justyną Steczkowską, która wygrała pierwszą edycję. Co ciekawe, w 2010 r. debiutantka Małgorzata Janek zwyciężyła w wielkim finale „Szansy...” dzięki brawurowemu wykonaniu piosenki z repertuaru właśnie Steczkowskiej. A przed dwoma laty Daria Zawiałow okazała się najlepszą, śpiewając w Sali Kongresowej utwór Katarzyny Cerekwickiej, która wygrała „Szansę...” w 1997 r.

Na rynku popularność zyskali także inni debiutujący przy Wojciechu Mannie wokaliści: Kasia Stankiewicz, Anna Wyszkoni, Szymon Wydra, Tomasz Makowiecki, Dominika Gawęda czy Ewa Farna.

Ta ostatnia, urodzona na Zaolziu w polskiej rodzinie, wystąpiła w „Szansie na sukces” kilka lat temu. Dziś jest jedną z internetowych celebrytek i autentyczną idolką małoletnich fanek. W tym roku na MTV Europe Music Awards zdobyła nagrodę dla Najlepszego Polskiego Artysty.

Jej sposób na udaną autopromocję jest prosty. Wymyśliła sobie (lub raczej ktoś jej to doradził), że będzie eksponować własne... dziewictwo. Niedawno skończyła 18 lat, ale już dwa lata temu „zaliczyła” trasę koncertową po tabloidach, którym opowiadała, że nie ma na razie głowy ani czasu, by szukać sobie chłopaka, a „z byle kim nie zamierza”. „Czasem czytam o doświadczeniach dziewczyn w kolorowych pismach, że po dwóch godzinach znajomości idą z chłopakiem do łóżka. Przy takich opowieściach chce mi się wymiotować”. W dobie kolorowych pisemek namawiających nastolatki do szybkiego, niezobowiązującego seksu dziewictwo Ewy Farny okazało się promocyjnym strzałem w dziesiątkę.

Aż wstyd wnikać, na ile deklaracje młodej Zaolzianki są szczere, ale trudno nie poczuć niesmaku, gdy się ją oglądało niedawno w programie Kuby Wojewódzkiego. 48-letni nastolatek w temacie dziewictwa odpytywał 18-latkę ze szczegółami, śliniąc się przy tym jak starcy podglądający Zuzannę.

Taniec z Michnikiem

Kuba Wojewódzki to przykład nie tylko zgubnych skutków łączenia wody sodowej z parciem na plazmę, ale i tego, że w telewizyjnej rozrywce z udziałem celebrytów także sami prowadzący muszą być celebrytami.

Większość programów oddanego partii rządzącej showmana przypomina pogaduchy w stylu „jedna baba drugiej babie”, ale od czasu do czasu trzeba przypomnieć widzom, że jest się błaznem tylko na niby. Bo „tak naprawdę” dysponuje się inteligencją niebywałą i w celebryckich kręgach – jak twierdzi sam Wojewódzki – rzadko spotykaną. Tak było, gdy obecnością w programie zaszczycił go sam Adam Michnik. Cóż to było za spotkanie dwóch niebanalnych charakterów! Wprawdzie naczelny „Gazety Wyborczej” nie dał się wciągnąć w dyskusję na temat swych seksualnych podbojów i udawał, że nie rozumie, o co chodzi Wojewódzkiemu, gdy ten zarzekał się, że „nie robi mu fellatio”, ale przecież pokusił się o odpowiedź na pytanie, co dziś uważa za „zaj...ste”. Dowiedzieliśmy się także, że Leszek Miller to był „taki premier, że jak ja dzwoniłem, to odbierał telefon”, a afera Rywina nie sprawiła, że Michnik stracił twarz, bo „ja bym stracił twarz, gdybym uważał, że straciłem twarz”.

Kiedy wreszcie ojciec „GW” próbował wybić się na niezależność od pajacowania Wojewódzkiego, przyznając, że brakuje mu „Jacka Kuronia, Leszka Kołakowskiego, Czesława Miłosza...”, prowadzący sprowadził go na ziemię kolejnym superdowcipem: „Zostałem panu ja”.

Po drugiej  stronie lustra

Wojewódzki najpierw był znany, potem został zawodowym jurorem muzycznych debiutantów. Ale przecież można odwrotnie, o czym świadczy przykład Mai Sablewskiej, kiedyś menedżerki Dody i Edyty Górniak. Gdy pojawiła się na ekranie TVN jako jurorka w programie „X Factor”, niewielu kojarzyło choćby jej nazwisko, nie mówiąc o twarzy.

Dziś, choć minęło wiele miesięcy od ostatniego odcinka, to o niej wciąż szemrzą plotkarskie portale. Najsłynniejszy z nich – Pudelek.pl – donosi o każdym jej ruchu. 2 listopada 2011: „Z  Mają nie mam kontaktu. Była dobrą niańką” – mówi Natalia Kukulska. 8 listopada: „Sablewska: Do Dody nie wrócę!”. 15 listopada: „Sablewska ma faceta (przystojny?)”. 19 listopada: „Sablewska oficjalnie z nowym facetem?”. 22 listopada: „Sablewska: Po »X Factor« Michał (Szpak, chłopiec ubierający się jak dziewczyna, zdobywca drugiego miejsca – kfeu) zbłądził”. Nadal 22 listopada: „Sablewska: Wyglądałam tragicznie”. Wreszcie 16 grudnia, wiadomość roku, niezbyt już zaskakująca: „Sablewska najpopularniejszą Polką w Internecie”. Dodajmy z dziennikarskiego obowiązku, że Doda nie załapała się nawet do pierwszej dziesiątki, a najchętniej poszukiwanymi Polakami w 2011 r. byli, oprócz Sablewskiej, Andrzej Lepper, Jan Paweł II i – jakżeby inaczej – Ewa Farna. Sablewska chętnie udziela się na bankietach, gdzie pojawić się mogą kamery TVN, Polsatu czy plotkarskich portali. Przez długi czas pracowała za kulisami po drugiej stronie show-biznesu, więc zdaje sobie sprawę, że celebryta jest wart tyle, ile ostatni news z jego udziałem.

Wie o tym także gwiazda programu „Kocham cię, Polsko” w TVP2 – aktorka Katarzyna Zielińska. Dobrze poinformowani łowcy plotek przekonują, że najbliższe miesiące będą należały właśnie do niej. Na jednym z portali czytamy: „Katarzynie Zielińskiej bardzo zależy na tym, żeby wejść do pierwszej ligi celebrytek. By ugruntować swoją pozycję na rynku, zatrudniła menedżera Ani Muchy i Joanny Brodzik. Od tamtej pory jej telewizyjna kariera rzeczywiście rozwija się w szybkim tempie. Udział w »Tańcu z gwiazdami« i komediach romantycznych »Och, Karol 2« oraz »Listy do M.«” przysporzył jej sporo fanów. Dla niej to jednak za mało. Aktorka nie zamierza zwalniać tempa. Do końca roku pozwoli sobie na kilka dni wolnego, pozostałe spędzi w pracy. Nie spieszy jej się, by brać ślub i zakładać rodzinę. Woli skupić się na karierze. – Kasia wie, że nie może teraz sobie pozwolić na zwolnienie tempa – mówi jej znajoma tygodnikowi »Gwiazdy«. Ponoć współpracą z Zielińską jest zainteresowany TVN. Czyżby szykowało się dla niej miejsce w jakimś jury?” – pyta portal.

Udawanie Mongoła

Ale kopalniami takich informacji pozostają także tabloidy. Oto z „Faktu” dowiadujemy się, że kończy się być może czas Szymona Majewskiego, jednego z największych żartownisiów szklanego ekranu, który jednak ostatnio nie może odnaleźć dawnej popularności. Podobno „relacje Szymona Majewskiego z szefami TVN uległy znacznemu ochłodzeniu, kiedy zdecydował się wystąpić w reklamie PKO BP, a zwłaszcza gdy do mediów wyciekła informacja o wysokości jego wynagrodzenia. (...) Udało się wypracować kompromis, niestety, niezbyt komfortowy dla Majewskiego. Producenci jego nowego show postawili mu bowiem konkretne warunki. Jeżeli chce zachować posadę, musi zostać celebrytą. Nie może już dłużej być gwiazdą na własnych warunkach”. – Szymon musi promować programy stacji, pojawiać się na bankietach, aby znowu być odbierany jako twarz TVN – mówi w rozmowie z „Faktem” pracownik stacji. Wyrazy współczucia, panie Szymonie. I pomyśleć tylko, że niedawno to Majewski dyktował warunki, promując obok siebie m.in. udawanego Mongoła – Bilguuna Ariunbaatara. Ten zaistniał w show-biznesie dzięki programowi „Szymon Majewski Show”, w którym stworzył postać reportera mongolskiej telewizji U1Bator. Władze TVN wyczuły potencjał tkwiący w „dziennikarzu” i ściągnęły go do „Tańca z gwiazdami”. Przed kamerami mówi ze specyficznym akcentem i robi błędy językowe. Tygodnik „Wprost” przeprowadził jednak śledztwo, z którego wynika, że w Polsce jest od... prawie 20 lat (sam mówił, że od czterech) i płynnie mówi w naszym języku. Mieszka wraz z rodziną w podwarszawskim Piasecznie.

Ostatnia edycja „Tańca...” przyniosła jeszcze jedną niespodziankę. Okazało się, że – jak w każdej innej, także w tej regule – obecność na małym ekranie winduje popularność, ale są wyjątki. Oto w roli prowadzącej program w miejsce dobrze sobie radzącej Katarzyny Skrzyneckiej pojawiła się narzeczona jednego z nowych jurorów – Janusza Józefowicza, czyli znana i lubiana tylko przez część widzów Natasza Urbańska. Dobrze tańczy, nieźle śpiewa, tak też wygląda, a jednak od początku jej medialnej kariery coś jest nie tak. Najpierw w pocie czoła lansowała ją telewizja publiczna, teraz próbuje to uczynić TVN. Niestety, od widzów i internautów Urbańska zbiera cięgi. Uważają, że nie nadaje się na prowadzącą. Obejrzałem pół odcinka i zgadzam się w zupełności. Stara zasada co za dużo, to niezdrowo podsuwa nam przyczyny tej spektakularnej porażki.

Ale przecież ostatecznie w świecie show-biznesu i polskich mediów reguł nie ma żadnych. Świadczy o tym przykład Kamila Dąbrowy, znanego najpierw z udziału w „Szkle kontaktowym” TVN24, a ostatnio prowadzącego i autora nowego programu TVP2 „Kultura, głupcze”. W latach 2001–2003 był szefem programowym Radiostacji, 2005–2006  – dyrektorem Polskiego Radia Bis, od listopada 2007 r. – dyrektorem muzycznym Radia TOK FM. Gdy zaczął współprowadzić prorządowe „Szkło...”, jego kariera nabrała rozpędu jak kula śniegowa. Dostał program w Dwójce, a zaraz potem fotel szefa radiowej Jedynki. I tak, drodzy państwo, robi się dziś w Polsce karierę najszybciej.

Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Czemuś biedny, boś głupi, czemuś głupi, boś biedny – ta stara maksyma nie znajduje żadnego potwierdzenia w telewizyjnych programach rozrywkowych. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest dokładnie odwrotnie – im więcej pieniędzy stacja wykłada na produkcję kolejnego show, tym mniej inteligentna rozrywka w efekcie powstaje.

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"