Gdzie te czasy, gdy widz miał pewność, że w dowolnym momencie może obejrzeć „Traviatę", „Carmen" lub „Toskę". Zagorzałym przeciwnikom opery, twierdzącym, że jest ona skazana na wymarcie, bo wyłącznie odkurza to, co wszyscy dobrze znają, wytrącono oręż z ręki.
Pięć najciekawszych oper sezonu 2011/2012 według Jacka Marczyńskiego
Jeśli decydowano się na utwór któregoś z wielkich mistrzów przeszłości, wybór był ambitny: na przykład trudny do wystawienia „Otello" Verdiego (Opera Wrocławska).
Odrabianie zaległości
Częściej dyrektorzy proponowali jednak rzeczy rzadko obecne w Polsce: „Ariadnę na Nanos" Straussa (Kraków) czy „Rusałkę" Dvořaka (Bydgoszcz). Obie te premiery są przykładem teatru tradycyjnego, ale na wysokim poziomie. Warszawa po latach postanowiła wrócić do Wagnera, wystawiając „Latającego Holendra" . Poznań nastawił się na znaleziska wygrzebane w archiwach, takie jak „Demetrio" zitalianizowanego Niemca z pierwszych dekad XIX w. Johanna Simona Mayra (Poznań).
Dziś na operowej scenie nic nie jest takie jak dawniej. Nawet dwie inscenizacje poczciwej „Halki" Moniuszki stały się tematem burzliwych dyskusji, bo Waldemar Zawodziński w Krakowie i Natalia Korczakowska w Warszawie odeszli od standardowych wersji narodowego dzieła. On przedstawił je jako ciąg wręcz rozszalałych wizualnie obrazów. Ona odnalazła w tej historii miłosnej klimaty z Gombrowicza i odniesienia do naszych czasów, w których nie ma miejsca na czyste uczucia Halki.