Reklama
Rozwiń

Oko szeroko przymrużone

Etymologia jest inna, ale „Horse & Power” to tytuł, który doskonale oddaje zawartość nowego albumu Pink Freud

Publikacja: 08.07.2012 16:00

Oko szeroko przymrużone

Foto: Fotorzepa, Katia Serek

 

Pink Freud


Horse & Power


Universal Music

Wojtek mówi, że to przez Japonię. Że to zagrane tam koncerty dały zespołowi takiego kopa. – Niezwykłe było to, że wszyscy jednocześnie poczuliśmy się tam jak po zastrzyku endorfin – dodaje podniecony, jakby zastrzyk wciąż działał.

Japonia czy nie Japonia, faktem jest, że nowa płyta Pink Freud ma w sobie drapieżność całkiem mocnego rocka, a wiele utworów ma wręcz więcej wspólnego z funkującym punkiem niż klasycznym jazzem. Niby to żadne zaskoczenie – Mazolewski zawsze przyznawał się do punkowych korzeni, nie krył, że przełomem był dla niego kiedyś kontakt z wczesnym Red Hot Chili Peppers, a muzykę improwizowaną odkrył dopiero w późniejszym wieku. Jeśli jednak wcześniej rockowe zapędy muzyków wplatały się zazwyczaj w jednak jazzową lub eksperymentalną tkankę, ujawniając się tak naprawdę dopiero podczas koncertów, tak tym razem to raczej jazz musi się sporo napracować, żeby wyściubić nos ponad rockowe kanonady sekcji rytmicznej i niemal riffowe tematy dęciaków.

W „Pink Hot Loaded Guns" czy tytułowym  „Horse & Power" w zasadzie niemal mu się to nie udaje. We „Flying Dolphy" – dedykowanym, jak łatwo się domyślić, genialnemu saksofoniście Ericowi Dolphy'emu – kąśliwość free jazzu daje sobie jakoś radę z pokrewną mu zresztą punkową ekspresją. W otwierającym płytę „Konichiwa" czy „G-Spot" muzycy dają chwilę wytchnienia i litościwie pozwalają wybrzmieć klasycznym jazzowym melodiom.

Mazolewski zawsze lubił dopracowane koncepcje. Jak przyznaje, rzadko zdawał się na żywioł i nawet improwizacje musiały pomieścić się w określonych przegródkach kompozycji. „Sorry Music Polska" czy „Monsters of Jazz" to płyty ewidentnie wypieszczone w każdym detalu, a wszystko poukładane jest w nich tak, żeby cała płyta była zwartą kompozycją. Pod tym względem „Horse & Power" jest albumem innym.

Wojtek wyluzował i najwyraźniej pozwolił sobie poddać się energii, a muzycy ochoczo skorzystali z mniej ścisłego rygoru. Spójność płyty trochę na tym ucierpiała, podobnie jak instrumentalne smaczki, od których roiło się i na wcześniejszych albumach. Ale nie są to straty dotkliwe. Nowa muzyka zespołu jest znakomicie ekspresyjna, tematy bardziej liryczne to chyba jedne z najlepszych melodii w dotychczasowej dyskografii, a całość potwierdza, że humor i ironia w podejściu do gatunkowych kanonów to coś, w czym Pink Freud osiągnęli mistrzostwo. Bo przecież „Horse & Power", tak samo jak i wcześniejsze płyty kwartetu, to nic innego jak jedno wielkie, doskonale zagrane przymrużenie oka na wszelkie muzyczne konwencje.

Pink Freud

Horse & Power

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem