"Ta książki jest fundamentalną próbą wzięcia się za bary ze wstydliwymi epizodami polskiej historii" - napisał w Plusie Minusie o książce Marcina Zaremby Piotr Skwieciński. W jego artykule "Krwawa jatka i tramwaj" czytamy:
"Marcin Zaremba opisuje stan szoku, w jakim znalazły się resztki polskiego społeczeństwa po pięciu latach wojny
4 lipca 1946 roku, czyli tego dnia, w którym w Kielcach tłum wymordował większość miejscowych Żydów, do podobnych wypadków o mały włos nie doszłoby również w Kaliszu. Tu też pojawiła się opowieść o porwanym „na macę" chłopcu, potem wręcz o ponad 20 zamordowanych rytualnie polskich dzieciach. Tu też zgromadził się tłum.
Ale w odróżnieniu od Kielc i Rzeszowa, a także wielu innych miast, w Kaliszu do pogromu nie doszło. I nie dlatego, że jak m.in. w Lublinie i Włocławku zapobiegła temu interwencja milicji czy jak w Legnicy – wojska radzieckiego. W Kaliszu, jak donosili swoim władzom instruktorzy PPR, pogrom wstrzymała „perswazja statecznych obywateli".