Był to jednak występ w formule „3+". To zarówno ocena, jak i określenie stanu liczebnego grupy: nowy gitarzysta, Josh Klinghoffer nie jest dla mnie bowiem pełnowartościowym muzykiem, który byłby w stanie zastąpić swego poprzednika Johna Frusciante.
Jak w garażu
Nie mam żadnych wątpliwości, że w zespole panuje o niebo lepsza atmosfera niż podczas poprzedniego koncertu na Stadionie Narodowym w Chorzowie w 2007 roku. Brakowało wtedy komunikacji w zespole oraz między muzykami i publicznością. Było widać gołym okiem, że poluźniły się więzy przyjaźni i wypaliły się pozytywne emocje.
Obecnie tytuł nowej płyty Papryczek "I'm With You" nie jest pustym hasłem, tylko określeniem serdecznych relacji, jakie zapanowały ponownie, kiedy Frusciantego zastąpił Josh. Podczas kilku dłuższych jamów, muzycy czuli się fantastycznie, jakby znajdowali się w swojej sali prób w Los Angeles. Flea i Klinghoffer stali pierś w pierś, czytając sobie z oczu kolejne dźwięki improwizacji. Muzyczna zabawa sprawiała im dziką frajdę. Flea, z radości, chodził po estradzie na rękach jak cyrkowiec. Na pewno zadowolony mógł być wokalista Anthony Kiedis - miał więcej czasu na odpoczynek.
Więcej chili
Dla dramaturgii koncertu nie miało to jednak większego znaczenia, a wręcz ją rozbijało, osłabiało. To prawda że Kiediś śpiewał dobrze, jak nigdy dotąd. Generalnie, brzmienie zespołu straciło swoją gitarową moc i rockową potęgę. Tym fanom, którzy uważają za największe osiągnięcie grupy płytę „Blood Sugar Sex Magic", musiało doskwierać to, że grupa brzmi teraz, ledwie, jak bzyczenie muchy. Bo to Frusciante był sercem RHCP i napędzał jego muzyczny krwioobieg. Bez niego krew płynie wolniej, nie jest tak słodko jak było, a muzyce brakuje sexu i magii. Przede wszystkich zaś ostrości!
Josh dobrze czuje się grając rytmicznie lub też tworząc aurę funky. Ale brakowało niskich, wibrujących tonów. A kiedy Klinghoffer miał zagrać dłuższą solówkę, rozmazywał dźwięki przy użyciu efektów specjalnych. Może chciał ukryć słabość swojego warsztatu i brak wyobraźni, które są niezbędne w roli gitarzysty solowego.