Pływanie z Mironem

Z Pawłem Passinim i Hanną Nowak-Radziejowską – twórcami przedstawienia „Port Miron", którego premiera odbędzie się 1 września podczas festiwalu Przemiany – rozmawia Patrycja Dołowy

Publikacja: 26.08.2012 19:00

Red

Dlaczego Miron?

P.P.:

– Dla mnie to się zaczęło od słuchania niesamowitych nagrań, na których Białoszewski czyta swoje wiersze niewidomej przyjaciółce Jadwidze Stańczakowej. To bardzo intymne nagrania, ale słuchając ich, ma się wrażenie, że jest w nich miejsce i dla innego słuchającego. Miron jest w nich taki niezwykle bliski, wręcz kolega!

Białoszewski jest dla mnie jednym z kluczowych twórców – początkiem poezji, jednym z powodów, dla których w ogóle chce się być artystą. To ktoś, kto rozgrzewa różne zakamarki, miejsca na chwilę zapomniane. Uruchamia coś, co powoduje, że pełniej bierzemy udział w świecie – metafizycznie, a nie tylko fizycznie.

Hanna Nowak-Radziejowska:

– W tej afirmacji zwyczajności i codzienności, rzeczywistości na pozór nieartystycznej, można odkryć potrzebę nazywania słowem wszystkiego, co w nas jest i co nas otacza. To trochę tak, jakby Białoszewski mówił, że wszystko, zanim się stanie, musi zostać nazwane, od zasłyszanego dźwięku w bloku lub w szpitalu, po najbardziej wysublimowane uczucia tęsknoty czy zdumienia. Czasem trochę zaskakuje, jak bardzo Białoszewski, pisząc o ludziach, jest pełen ciepła i poczucia humoru. Pisze, że trzeba przyjmować ludzi takimi, jakimi są. I chyba to sprawia, że budzą się zaufanie i odwaga zobaczenia siebie jego oczami. Z jednej strony jest to spojrzenie trafnie i prosto opisujące rzeczywistość, z drugiej – przekraczanie niewidzialnej granicy, za którą to, co wydaje się na pozór banalnym sposobem widzenia i przeżywania, staje się nagle pełniejsze i wyjątkowe. Nie trzeba się tego bać ani wstydzić. Dlatego projekt „Port Miron" – w tym miejscu, przy użyciu takich form, „narzędzi" ekspresji, jak m.in. sztuka nowych mediów – jest próbą nie tylko opowiedzenia o Białoszewskim i jego Warszawie, ale też o eksperymencie dobierania słów, dotykania ich i składania, czyli o doświadczeniu opisywania świata. A może nawet stwarzania go od nowa.

Intymność, zwyczajność i niezwykłość... Ale i przestrzeń – bardzo u Mirona ważna, u was też jest znacząca.

P.P.:

– Białoszewski mówi do nas jak latarnik z nadwiślańskiej latarni, wysyłając sygnał w przestrzeń, w kosmos. Nasze tematy są bardziej lokalne, niż nam się wydaje. I to jest szansa, a nie przeszkoda. Kantor twierdził, iż to problem, że polskie sprawy są tylko polskimi sprawkami, nie mogą być podniesione do rangi uniwersalnych. Ale kiedy dziś widzę wokół niemal wyłącznie produkcje artystyczne międzynarodowo-eksportowe, to potrzebuję Białoszewskiego w jego strasznie wąskim kontekście – jest tutejszy. A my naprawdę musimy wiedzieć, czym chcemy być w tym europejskim musli.

On jest warszawskim poetą. Jednym z niewielu, którzy najmocniej dotykają tego dziwnego miasta. Miasta, w którym każdy rysuje własną mapę, przemyka przez nie, składa je od nowa, a na koniec stwierdza, że nie ma czym się zachwycać. U niego jest zachwyt na każdym kroku. On mówi o miejscu, w którym żyjemy, z którego pochodzimy. Jest remedium na szczególny rodzaj bezdomności warszawiaków w Warszawie. Kiedy się go czyta, on płynie. Można z nim do tej rzeki wskoczyć i płynąć razem.

Powiedziałeś o rzece. W waszym przedstawieniu odgrywa ona bardzo istotną rolę.

P.P.:

– Spektakl gramy częściowo na wodzie, a widownia siedzi nad Wisłą. To jest miejsce, gdzie Białoszewski przychodził ze swoim przyjacielem, i to tu spotkał Hamleta. Wokół są chaszcze. Zapraszamy w nie widza po to, by mógł kiedyś, stojąc w korku na moście, pomyśleć: „Tu byłem, siedziałem na widowni, a po rzece pływało mieszkanie Mirona Białoszewskiego".

To też próba zacumowania Mirona w Warszawie. On jest jak Wisła. Ciągle są jakieś festiwale, święta, żeby Wisłę przywrócić miastu. Co to znaczy oddać miastu rzekę? To poczucie, że mamy coś wspaniałego, co wymyka nam się z rąk. Podobnie jest z Mironem, który jest kwintesencją zadziorności, ironii, humoru, magii i smutku. Dzieciństwa i śmierci.

H.N.-R.:

Miron Białoszewski uczy patrzeć na Warszawę. Nagle w różnych miejscach fragmenty jego tekstów przychodzą do głowy i budzą zdumienie – tak, rzeczywiście, tak jest, jak on napisał.

Spektakl jest na Wiśle, jak spełnienie jego przeczucia z wiersza „A ja stoję z drzewami/na Wiśle". W podziemiach „Kopernika" gigantyczna ściana z krzewów i drzew to brama do trójwymiarowej przestrzeni dźwięku i obrazu. Sfilmowana Wisła i miasto w 3D to próba wykadrowania rzeki oraz miasta tekstami Białoszewskiego – a wszystko to służy odwracaniu perspektywy na Warszawę. Bo przecież Białoszewski patrząc z bloku na wiadukt, widział w nim most w Avignon, w Pałacu Kultury – świątynię Salomona, a wejście do piramidy przypominało mu kanały podczas Powstania Warszawskiego. Zmiana perspektyw to trochę jak poszukiwanie przez Białoszewskiego „wzajemności widoku". Jeśli widział z dziewiątego piętra na Lizbońskiej na horyzoncie zamek czyli elektrociepłownię, to jechał zobaczyć swój blok z Siekierek i zastanawiał się, czym jest.

P.P.:

To jest trochę jak chodzenie w jego butach, tylko przewrotne, bo z drugiej strony chcemy się w niego zanurzyć jak w wodę po kolana. Śnić jego sen.

Na stronie festiwalu możemy przeczytać, że będzie to pierwszy w Europie spektakl na wodzie.

P.P.:

Tu nie chodzi o wyścig, wyzwanie. To pływanie ma być raczej tak absurdalne, jak czasem bywa Białoszewski. Takie po prostu. Gdy on pisze o sobie: „Ja, stróż, latarnik", to faktycznie jest stróżem jakiejś przestrzeni, w której możemy się schronić. Na chwilę. Bo zaraz Port Praski stanie się prywatnym, zamkniętym osiedlem, za chwilę może już ciężej będzie się przebić nad Wisłę.

I to nie ma być też jakieś opus magnum – opisanie żywota twórcy. To nie jedna z tych prób, by zamknąć twórcę w obrazie tak, żeby później było wiadomo: Wałęsa był taki, jakim go Wajda nakręcił.

Białoszewski płynie, ale jest na wyciągnięcie ręki. Można go odłamać kawałek i zjeść. Dziś, gdy artysta robi instalacje, na której jest kolacja postawiona na stole, to on nie chce patrzeć, jak ludzie patrzą, tylko chce, żeby ludzie przyszli, usiedli i zaczęli jeść.

A czy nie jest tak, że ci ludzie nie wiedzą za bardzo, jak zacząć jeść?

P.P.:

Kto nie wie? Gdy taksówkarzowi przeczytasz wiersz Białoszewskiego, to zrozumie. I poeta też zrozumie. I dzieciak zrozumie – sprawdzałem.

Pomożesz widzowi, by chciał wyciągnąć rękę?

P.P.:

Nad Wisłą trudno będzie tylko oglądać. To jest w ogóle niezła wycieczka, po prostu podróż do miejsca, w którym większość w ogóle nie była. Tak, jakbyśmy organizowali wyprawę na Księżyc. Tam zamieszkuje Białoszewski w czterech postaciach. Krąży wokół naszej ziemskiej krzątaniny.

Najpierw więc skok w kosmos, a później pielgrzymka do Centrum Nauki Kopernik – dookoła przez most. A w trakcie będziemy wywrzaskiwać wiersze przez megafon. Wreszcie wylądujemy w świecie, który jest próbą stworzenia wielkiej maszyny, za pomocą której można wejść w rzeczywistość poety. Zobaczyć obrazy jego okiem. To próba pokazania artysty jako dziwnego, zaskakującego stworzenia. W muzeum w Edynburgu widziałem ciekawy eksponat, który pokazuje, jak mucha widzi świat. To będzie chyba coś takiego.

Tę instalację odnajdziemy w podziemiach „Kopernika"?

H.N.-R.:

Instalacje to rodzaj sytuacji teatralnych tworzonych według konkretnego zamysłu. Anna Met zaprojektowała niezwykłą scenografię, w której widz będzie mógł poczuć się współtwórcą wydarzenia.

Żyjemy w czasach, kiedy poezja wydaje się niszowa i niepotrzebna, a ludzie częściej chodzą do psychoterapeuty, niż czytają wiersze. Chodzą, bo potrzebują nazywać swoje stany emocjonalne, rozróżniać podstawowe uczucia, np. że złość różni się od gniewu. Człowiek szuka słów, żeby siebie opisać, bo bez tego nie potrafi funkcjonować, nie może zrozumieć, co się w nim dzieje.

Główną osią wydarzenia w podziemiach „Kopernika" będzie specyficzny koncert. Denis Kolokol razem z Danielem Mońskim zbudują system architektonicznego dźwięku. Uczestnik będzie mógł dotknąć słowa jak materialnego, choć niewidzialnego bytu. Poszczególne zdania i słowa z nagrań Mirona Białoszewskiego dla Jadwigi Stańczakowej, fragmenty utworów Tomka Gwincinskiego i Natalii Przybysz ze spektaklu będą krążyć między uczestnikami, posiadając wszystkie wymiary, ciężar – tak jak przedmiot. Będzie można eksperymentować – dotknąć ich, zmienić ich położenie, dowolnie je kształtować.

Projekcje 3D warszawskich miejsc związanych z Mironem Białoszewskim w interakcji z gestami widza odsłonią swoje nowe znaczenia i konteksty. Parkometry na zadany temat wydrukują wiersz Mirona Białoszewskiego.

Piękny jest fragment, gdy poeta w nocy idzie do znajomych, staje pod blokiem, oni śpią, ale on słyszy ich oddechy. To jest taki rodzaj wrażliwości, sposób przeżywania! To próbujemy w podziemiach Kopernika uruchomić przy pomocy sztuki nowych mediów, działań teatralnych i partycypacyjnych – wrażliwość, którą każdy ma.

Każdy może być własnym Mironem?

P.P.:

A równocześnie on wyskakuje przed wszystkich w swoim języku, zachowuje się jak dziecko. I w ogóle się tego nie wstydzi.

H.N.-R.:

Na początku chcieliśmy, żeby po tym projekcie ludzie chcieli napisać własny wiersz. Wiadomo, nie chodzi o to, że wszyscy staną się poetami. Wydaje nam się, że kiedy to, co nazywamy kulturą, rozłożymy na części pierwsze, to jedną z podstawowych rzeczy, jaką otrzymamy, jest słowo. I to jest jakiś paradoks i wyzwanie zarazem – jak dużo, jak mało, aby zacząć składać siebie od nowa.

Port Miron", 1 września, godz. 20–21 (spektakl), 21–0 (instalacje), wyspa przy moście Śląsko-Dąbrowskim oraz poziom -1 w Centrum Nauki Kopernik, program festiwalu Przemiany: www.przemianyfestiwal.pl.

Dlaczego Miron?

P.P.:

Pozostało 100% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"