Punkowy makaron na uszy

– Śpiewamy o naszym życiu, piłce nożnej, zabawie i piciu piwa. To prawdziwy uliczny punk – z Lei Jun, wokalistą zespołu MiSanDao, o chińskich skinheadach grających punka rozmawia Marcelina Obrzydowska

Publikacja: 09.09.2012 19:00

Punkowy makaron na uszy

Foto: Fotorzepa, Grzegorz Wełnicki Grzegorz Wełnicki

Red

Jesteś skinem...

– Prawdziwy skinhead sprzeciwia się nazizmowi i rasizmowi. Dla mnie skin to prosty, wywodzący się z klasy robotniczej, lubiący dobrą muzykę chłopak, który jednocześnie jest dumny z przynależności do swojej grupy i ze swoich działań.

Gastronomicznych?

– Również. Restauracja, którą prowadzę w Pekinie, jest moim głównym źródłem utrzymania. Jestem z niej bardzo dumny, bo w przeciwieństwie do innych chińskich lokali jest w niej naprawdę czysto, a jedzenie wyjątkowo smaczne. Nazwa miejsca – Chi Mian – oznacza „jedz nudle". Nie serwujemy tam wyłącznie kuchni tradycyjnej i makaronu, mamy wiele potraw, również europejskich, a nasi goście to głównie obcokrajowcy. Jak będziesz w Pekinie, to się przekonasz. Serdecznie zapraszam.

Trzymam za słowo. A po godzinach gasicie światło i gracie punka...

– Chiny to strasznie nudziarski kraj. Ja i moi kumple z zespołu jesteśmy fanami muzyki punkowej od wielu lat. Ale w Chinach nie grają punka, więc musieliśmy go stworzyć sami. Pewnie gdybyśmy mieszkali w Warszawie lub w Krakowie, nie musielibyśmy zakładać zespołu. Chodzilibyśmy po prostu na koncerty. Ale tu, w Chinach, naszą muzyką chcielibyśmy zarażać innych. Jest to jednak dość trudne.

W sierpniu w Pekinie odbyła się przecież kolejna, dziewiąta edycja festiwalu muzyki punkowej – Beijing Punk Music Festival – na którym co roku gra oczywiście MiSanDao. Dzieje się...

– Rzeczywiście. Wydarzenie to, które organizuję wspólnie z żoną Ma Yue, zrodziło się z naszej pasji do kultury i muzyki, którą reprezentujemy. Dzięki temu co roku udaje nam się przyciągnąć naszą muzyką coraz więcej młodzieży. Jesteśmy z tego naprawdę dumni. Chociaż w porównaniu z Europą festiwal ten wypada jednak trochę skromnie.

Za mało irokezów?

– Na nasze koncerty w 20-milionowym mieście przychodzi garstka osób. Pośród nich nie ma nawet prawdziwych skinów i punków. Jesteśmy trochę w podziemiu, ale nie na własne życzenie. Nie puszczają nas w radiu, w telewizji wystąpiłem raz z piosenką o piłce nożnej, ale musiałem zasłonić wszystkie tatuaże.

Wytatuowałeś sobie coś kontrowersyjnego? Jakiś antyrządowy manifest?

– Mojego buldoga.

A co na to twoja rodzina?

– Moi rodzice się przyzwyczaili. Ogromnie wspiera mnie żona. Pomaga mi w restauracji i przy organizacji koncertów. Jest naprawdę wspaniała.

Ale teraz nie ma jej tu z wami w Europie?

– Pod moją nieobecność opiekuje się restauracją. Poza tym miała problem z wizą i z pozwoleniem na wyjazd. Obie procedury są bardzo skomplikowane. My też często mamy z tym kłopoty. Chociaż bardzo lubimy przyjeżdżać do Europy. Mamy tu wielu fanów.

Przychodzą posłuchać chińskich skinów grających punka. Czy to nie oksymoron?

– Jak widać, nie. Nasza muzyka nawiązuje do tradycji Oi!, która promuje jedność między punkami i skinheadami. Ta wizja wspólnoty zaczęła się od kasety, którą pożyczył mi dawno temu kumpel. To było właśnie Oi!. Potem uzupełniałem moją wiedzę o skinach w Internecie. Czasem nawet spotykaliśmy w Pekinie skinów-turystów, którzy także przysłużyli się naszej edukacji. W muzyce jednak nie poruszamy tematów politycznych. Nie chcielibyśmy nigdy stać się jej narzędziem. Wolimy śpiewać o naszym życiu, piłce nożnej, zabawie i piciu piwa. To prawdziwy uliczny punk.

A religia?

– Wolimy piłkę i piwo.

Piłka i piwo – jak na Oi! band przystało... Chociaż w piosence „Jesteś punkiem" śpiewasz, że lubicie też narkotyki i rock'n'rolla...

– Tak. Ale to nie znaczy, że pochwalamy narkomanię. Wszystko jest dla ludzi. Kochamy alkohol, narkotyki, rocka i piłkę nożną. Po prostu uwielbiamy dobrą zabawę. Równocześnie uważamy się za buntowników. Manifestujemy to zarówno poprzez naszą muzykę, jak i przez sposób bycia.

I za to jesteście w Chinach prześladowani?

– W zasadzie nie. Jesteśmy tak nieliczną grupą, że nie stanowimy poważnego zagrożenia. Nie interesuje nas polityka, nie buntujemy się, nie organizujemy wieców, marszów ani demonstracji. Poza tym nasze piosenki są po angielsku, więc policja i tak nie rozumie, o czym śpiewamy. Czasem noszę koszulkę z napisem „Świetny kraj, ale kiepski rząd" – jak dotąd nikt z władz nie zwrócił na nią uwagi.

A tatuaże, wygolone głowy, glany i inne charakterystyczne elementy waszej garderoby nie wzbudzają niepokoju?

– Rzeczywiście, zwracamy na siebie uwagę. Dużo osób się nam przygląda. Czasem zaczepiają nas na ulicy i zadają różne pytania. Niektórzy z powodu moich tatuaży myślą, że jestem z mafii.

Ale ty im wtedy tłumaczysz i opowiadasz o skinach i punkach?

– Raczej nie. Wolę nie opowiadać zbyt dużo. Zwłaszcza obcym ludziom. Poza tym sądzę, że i tak by nie zrozumieli tego, kim jesteśmy. Nawet w tak dużym mieście jak Pekin nie mamy prawie skinów i bardzo rzadko można spotkać zespół grający prawdziwego punka.

A jednak w 2005 r. ciekawy portret pekińskiej sceny punkowej został przedstawiony w filmie „Beijing Bubbles"...

– Zespołom przedstawionym w tym filmie bliżej do emo niż do punka. To jacyś kompletni przebierańcy, niewolnicy mody. Nie chodzi o to, by się stroić, ale o to, by być autentycznym. Pierwsze inicjatywy punkowe u nas miały miejsce pod koniec lat 90. Wtedy też założyliśmy nasz zespół – MiSanDao. Wiele innych grup, które wtedy powstały, już nie istnieje. Gdy patrzę na te wszystkie poprzebierane w piórka dzieciaki, stwierdzam ze smutkiem, że prócz nas w Pekinie prawdziwego punka nie ma.

Jesteście więc wyjątkiem. Takim cukiereczkiem – MiSanDao pochodzi od nazwy lokalnego łakocia...

– To taki dowcip. Szukaliśmy nazwy dla zespołu i jakoś doszliśmy do wniosku, że ta by nam najbardziej odpowiadała. Wyszła tutaj chyba nasza przekorna natura, by określić jako słodkie coś, co w istocie takie nie jest.

Czyli was i waszą muzykę. Ale od założenia zespołu skład się trochę zmienił...

– To prawda. Ja i basista Mark jesteśmy nieprzerwanie razem od 13 lat. Założyliśmy zespół w 1999 r. Od tamtej pory skład zmieniał się kilkakrotnie. W 2005 r. dołączył do nas obecny perkusista – Guo Yang, a od pół roku jest z nami gitarzysta – Yang Mo.

Pierwszy raz zagracie w Europie?

– Nie. W 2007 r. mieliśmy jeden koncert we Francji i 13 w Niemczech. Było genialnie! Wystąpiliśmy wtedy m.in. na festiwalach Endless Summer Festival oraz Oi The Meeting. Było to przełomowe doświadczenie. Poznaliśmy mnóstwo wspaniałych ludzi, dzięki którym wróciliśmy w tym roku, by zagrać jeszcze więcej. Mamy już swoją publiczność.

Którą chcecie teraz poszerzyć także o Polskę...

– Tak. To będzie nasza pierwsza wizyta w waszym kraju. Bardzo się na to cieszymy. Wpadniesz?

A będzie makaron?

– Tym razem nie. (śmiech) Za to dużo zabawy, piwa i prawdziwego punka!

MiSanDao

– chiński zespół grający Oi! punka, którego członkowie należą do antyrasistowskiego odłamu ruchu skinhead. Na koncie mają cztery albumy. Ich ostatni to „Chinese Boot Boys", który stanowi motyw przewodni obecnej trasy koncertowej po Europie, w ramach której 12 września zagrają w Krakowie (klub Kot Karola), a 13 września w Warszawie (Klub Muzyczny Progresja).

Jesteś skinem...

– Prawdziwy skinhead sprzeciwia się nazizmowi i rasizmowi. Dla mnie skin to prosty, wywodzący się z klasy robotniczej, lubiący dobrą muzykę chłopak, który jednocześnie jest dumny z przynależności do swojej grupy i ze swoich działań.

Pozostało 96% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"