Kathy Reichs - rozmowa

Kathy Reichs, autorka cyklu kryminałów „Kości”, o tym, jak naukowcy inspirują pisarzy i ile trwa test na DNA - pisze Grzegorz Sowula

Publikacja: 30.10.2012 08:12

Kathy Reichs - rozmowa

Foto: ROL

Gdyby któregoś dnia obudził panią telefon ze Sztokholmu obwieszczający przyznanie Nagrody Nobla, kto powinien ją odebrać: profesor antropologii Kathleen J. Reichs czy autorka bestsellerów Kathy Reichs?

Zobacz na Empik.rp.pl


Kathy Reichs:

Muszę się zastanowić... Moje dwie kariery są tak splecione, że trudno odpowiedzieć. Ale raczej wybrałabym książki, w których na kilkanaście sposobów pokazuję grozę, a nie swe naukowe artykuły i podręczniki.

Wciąż ma pani urlop naukowy?

Nie, już nie, taki urlop można mieć najwyżej kilka lat. Wciąż jestem związana z moim wydziałem na University of North Carolina w Charlotte jako jeden z dziekanów, bez obowiązku prowadzenia zajęć. Stale prowadzę badania, współpracuję z policją. Jestem na bieżąco, nie grozi mi więc los kogoś, kto zostawił wyuczony zawód dla pisania.

Skąd bierze się ogromna popularność kryminałów „nakręcanych przez naukę"?

Zawsze fascynowało nas zło, dociekanie, kto zrobił to czy tamto, dlaczego się posunął do takiego postępku. A morderstwo to już szczyt zła...

Ale ja nie mówię o morderstwach...

... tyle że właśnie o nie chodzi! Zło to wielka pokusa, trudno się jej oprzeć. Za zagadkami śmierci w powieściach kryje się dziś nauka – pomaga zarówno w zadaniu śmierci, jak i w odkryciu, kto się za nią kryje Nic w tym nowego, do nauki sięgał już Sherlock Holmes. A skąd obecna popularność? W Stanach na pewno ma to związek z procesem O. J. Simpsona, którego kolejne etapy szczegółowo przekazywały media. Wciąż można było usłyszeć o takich rzeczach, jak łańcuchowa reakcja polimerazy, profil DNA, testy krwi.

Czyli popularność napędzały media?

Wolę mówić o sprzężeniu zwrotnym: im bardziej publiczność była zainteresowana sprawą, tym więcej media dostarczały informacji.

Czy jednak media, filmy, nawet książki nie deformują rzeczywistości? Przecież pani praca wygląda inaczej niż powieściowej bohaterki.

Zgoda. W fabułach trafiamy na takie rzeczy, jak zdarty naskórek przenoszący ból, DNA badane w 20 minut, co jest nieprawdą, tak jak twierdzenie, że każdy wynik tego badania jest wiążący. Ale oczekiwania publiki trafią w końcu na granicę, której nauka, ta prawdziwa, nie pokona.

Jako antropolog kliniczny miała pani kiedyś do czynienia ze sprawą rekonstrukcji twarzy. Przeprowadzona w siedmiu różnych ośrodkach, dała siedem całkowicie różnych wyników.

Proszę nie oczekiwać nawet przybliżonego procentu spraw załatwionych pozytywnie dzięki antropologii klinicznej. Mam magazyn przypadków niewyjaśnionych, choćby znaleziony szkielet małego dziecka. Żadnego nazwiska, żadnej rodziny. Tajemnica ponad 20-letnia. Ta sprawa czeka na rozwiązanie. Zrobię to albo sama, albo z zespołem.

Jak duży jest pani zespół?

Nie mam stałej grupy jak Temperance Brown w telewizyjnych „Kościach", w moim przypadku liczebność grupy warunkuje poszczególny przypadek. Często korzystam z pomocy mego wydziału, oni przeprowadzają bardziej skomplikowane badania. Kiedyś liczba ich spraw sięgała 70 rocznie, teraz około 40. W zasadzie wybieram te, które mnie najbardziej interesują.

Czy z nich czerpie pani pomysły do powieści?

Jak najbardziej. Zmieniam szczegóły, ale zachowuję pomysł. Na przykład trzy szkielety znalezione w piwnicy pizzerii.

Pisanie sprawia pani przyjemność?

Oczywiście! Zwykle obmyślam rozwinięcie i zakończenie, planuję jakieś pięć, sześć rozdziałów, a potem idę na żywioł.

Jest pani producentką serialu „Kości", to nie przeszkadza w pisaniu?

Nie, jestem odpowiedzialna „tylko" za zgodność naukową fabuły i akcji. Przez siedem lat zrobiliśmy już z półtorej setki odcinków. Przygotowują je profesjonalni scenarzyści, nawet nie podrzucam im pomysłów. Każda opowieść ma jakiś temat, jest rodzajem areny, na której może wydarzyć się wszystko, co dotyczy wybranego tematu. Moja rola ogranicza się do przeczytania scenariusza i naniesienia uwag. Staram się być jak najczęściej na planie, czasem nawet gram epizodyczne role.

Powieść kryminalna wydaje się być uzależniona od kontaktów autora z policją, informacji lekarzy, nauki. Czy dlatego nie mamy dziś Sherlocka Holmesa, detektywa posługującego się wyłącznie dedukcją?

Rozmawiałam niedawno z Ianem Rankinem [szkocki pisarz, twórca postaci inspektora Johna Rebusa – przyp. red.], mówił coś przeciwnego. Owszem, czasem pyta o coś policję, ale na ogół stara się nie mieć z nią do czynienia. Ale każda powieść kryminalna opisuje jakieś przestępstwo, wykroczenie, zbrodnię, a te dziś rozwiązuje czy śledzi właśnie policja, nawet jeśli głównym bohaterem jest dziennikarz, prywatny detektyw czy nauczyciel. Zbrodnia to zajęcie dla policji, inaczej sprowadzilibyśmy ją do poziomu zagadki, którą można rozwiązywać, siedząc w klubowym fotelu. Jak Sherlock Holmes.

Gdyby któregoś dnia obudził panią telefon ze Sztokholmu obwieszczający przyznanie Nagrody Nobla, kto powinien ją odebrać: profesor antropologii Kathleen J. Reichs czy autorka bestsellerów Kathy Reichs?

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało 96% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla