Schody do nieba

Film „Celebration Day” to koncert gigantów, którzy nie mają konkurencji. Kolejne kinowe pokazy 7 listopada, premiera płyt CD i DVD w połowie miesiąca

Publikacja: 02.11.2012 08:24

Od lewej Robert Plant, John Paul Jones i Jimmy Page, czyli Led Zeppelin podczas koncertu „Celebratio

Od lewej Robert Plant, John Paul Jones i Jimmy Page, czyli Led Zeppelin podczas koncertu „Celebration Day”

Foto: Getty Images

Gdy Led Zeppelin ogłosili, że zagrają 10 grudnia 2007 r. w londyńskiej hali 02, na portalach biletowych zalogowało się 20 mln fanów z całego świata. Grupa Jimmy'ego Page'a i Roberta Planta przypomniała, że lata 60. należały do The Beatles, ale następną dekadę zdominowali oni.

Dziś też mogliby królować na stadionach świata. Sprzedali 300 mln płyt. W 1977 r. koncert na Tampa Stadium obejrzało 57 tysięcy fanów, beatlesowski rekord frekwencji został pobity. Właśnie od archiwalnej relacji tamtego wydarzenia zaczyna się ten dwugodzinny show dedykowany pamięci wydawcy Led Zeppelin Ahmeta Erteguna.

Jak Feniks

W „Celebration Day" największą frajdę sprawią fanom szczere uśmiechy, jakie wymieniają Jimmy Page i Robert Plant. Page, guru wszystkich gitarzystów, którego kariera po rozpadzie Led Zeppelin stanęła w miejscu, cieszy się jak dziecko, zwłaszcza po „Since I've Been Loving You". Bo oni są znowu razem na scenie, a on gra swoje ukochane kompozycje.

On, najważniejsza niegdyś postać zespołu i jego założyciel, zaczął z największą tremą. Schował się za czarne okulary, usztywnił eleganckim angielskim surdutem pasującym do siwizny włosów. W otwierającym wieczór „Good Times Bad Times" nie zagrał tak precyzyjnie jak w latach 70. Riffy brzmiały potężnie, ale podczas solówek palcom zdarzało się błądzić po gryfie. Setki litrów whisky, a i heroina, spowolniły rękę.

Na szczęście rytm trzymał w garści basista John Paul Jones, wspomagany przez Jasona Bonhama, syna perkusisty Johna Bonhama. Zastąpił go w każdym calu. Bębnił potężnie i z wyczuciem. Koledzy ojca pochylili przed nim głowy, a on dumnie uderzył się pięścią w serce i pokazał wytatuowany na przedramieniu motyw, który był symbolem taty na płytach Led Zeppelin.

Na najważniejszą postać koncertu wyrósł jednak Robert Plant. W Londynie dał z siebie wszystko. Śpiewał długie partie monumentalnego „Kashmiru" i fantastycznie interpretował „Stairway To Heaven". Bawił się, wykonując swe ulubione podrzuty mikrofonem i statywem. Emanował pewnością, z gracją ilustrował słowa piosenek delikatnymi, plastycznymi gestami. A pod koniec koncertu dał się też ponieść emocjom.

Potęga muzyki

Jimmy Page z minuty na minutę odzyskiwał formę. Przełamał się w „Ramble On" i była to koncertowa prapremiera tego świetnego utworu. „Black Dog" – spowolnionego w zwariowany sposób rock and rolla –  zagrał już bez okularów. Zdjął surdut i w bluesie „In My Time Of Dying" był w dawnym żywiole. Fantastycznie wypadło „Nobody's Fault By Mine" oparte na licznych zwrotach tempa i zmianie motywów.

Największe chwile gitarzysta przeżywał w „Dazed And Confused". Psychodeliczne fragmenty zagrał smykiem wiolonczeli, muskając i szarpiąc struny. Podczas „Whole Lotta Love" korzystał z thereminu, czyli instrumentu, którego działanie oparte jest na zakłócaniu fal elektromagnetycznych.

Pełną formę pokazał w „Stairway To Heaven". Hymn Led Zeppelin wykonał na dwugryfowej gitarze. Jakby miał u dłoni dziesięć palców, mieszał solówki i podkłady w „For Your Life".

Będzie to słychać z CD, polecałbym jednak oglądanie koncertu. Zapis filmowy lepiej oddaje jego atmosferę. Rzecz nie w efektach wizualnych, bo jak na dzisiejsze możliwości, jest ich stosunkowo niewiele. Pracowało 16 kamer, kilka razy czarowały lasery, a na ekranie pyszniły się hinduskie wzory. Ale cała siła zapisu oparta na jest na potędze muzyki.

Klejnoty Planta

Led Zeppelin mają poczucie, że są bezkonkurencyjni, wprowadzili się nawet do prestiżowego nowojorskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Właśnie tam ogłosili premierę albumu. Ale gdy dziennikarze znów odważyli się zapytać o możliwość come backu, Plant krzyknął wściekle: „Schmuck!". Zapożyczone z jidysz przekleństwo oznacza klejnoty, lecz dotyczy penisa.

Potem Plant złagodniał  jednak i dodał: – Jesteśmy świetni w tym, co robimy, ale ogon nigdy nie może rządzić psem. Jeśli będziemy gotowi zrobić coś w swoim czasie, wtedy to się stanie.

Wokaliście, który woli kontynuować karierę solową, nie zazdroszczę. Premiera tak znakomitego albumu jak „Celebration Day" tylko wzmoże presję. Już padła kwota 200 mln dolarów za nowe tournee grupy.

Tajemnicą poliszynela jest, że Page, Jones i Bonham nagrali muzykę na nowy album. Gdy nie doczekali się wokalisty, zaprosili do studia Stevena Tylera. Ostatecznie jednak nie podjął wyzwania.

Wiadomo też, że w przyszłym roku Page zajmie się edycją boksów, które poza podstawowymi edycjami płyt będą zawierać niepublikowane wcześniej nagrania. Oby miał jeszcze szansę być kimś więcej niż kustoszem muzeum Led Zeppelin.

Gdy Led Zeppelin ogłosili, że zagrają 10 grudnia 2007 r. w londyńskiej hali 02, na portalach biletowych zalogowało się 20 mln fanów z całego świata. Grupa Jimmy'ego Page'a i Roberta Planta przypomniała, że lata 60. należały do The Beatles, ale następną dekadę zdominowali oni.

Dziś też mogliby królować na stadionach świata. Sprzedali 300 mln płyt. W 1977 r. koncert na Tampa Stadium obejrzało 57 tysięcy fanów, beatlesowski rekord frekwencji został pobity. Właśnie od archiwalnej relacji tamtego wydarzenia zaczyna się ten dwugodzinny show dedykowany pamięci wydawcy Led Zeppelin Ahmeta Erteguna.

Pozostało 87% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla