Pierwsze pana ulubione utwory?
Między podstawówką a liceum, do którego chodziłem w Lubinie, zacząłem zdobywać płyty w Empik. Wybór kompozytorów był dość oczywisty, jak u każdego neofity, przede wszystkim romantycy, Mendelssohn, Berlioz. Zresztą w latach 70. człowiek kupował nie to, co chciał, tylko to, co dostał. I tak na przykład stałem się też posiadaczem płyty Warszawskiej Grupy Perkusyjnej, utworów Bacewicz i Pendereckiego. Pierwsze głębokie przeżycie to już czas studiów i X Symfonia Gustava Mahlera zagrana przez Berlińskich Filharmoników pod dyrekcją Herberta von Karajana. Bardzo mocne wykonanie, zapadające w pamięć także z powodu pewnej tajemnicy narosłej wokół tego utworu, którego Mahler nie zdążył ukończyć. Ta muzyka zaintrygowała mnie formą i sprawiła, że zbliżyłem się do utworów XX-wiecznych, nawet jeśli początkowo nie bardzo je rozumiałem. Drugi mój ulubiony zestaw to rzeczy bardzo dawne: Bach, Monteverdi, Charpentier.
Jak pan słucha muzyki? Zasiada w domu w fotelu i odcina się od świata?
Dużo słucham, jeżdżąc. W samochodzie radio mam nastawione na Dwójkę, która daje utwory w całości, nie robi wyciągów najpopularniejszych fragmentów, jak mają w zwyczaju komercyjne stacje. Natomiast znacznie rzadziej niż kiedyś muzyka towarzyszy mi w domu, może w jakimś stopniu już się nią nasyciłem. Zdecydowanie bardziej wolę ją w wersji live, czyli chodzę na koncerty. Takiego kontaktu z nią nic nie zastąpi.
Kolekcjonuje pan płyty?
Mój zbiór to zestaw podstawowych tytułów: sporo Bacha, kompozytorzy XX-wieczni, od Mahlera i Debussy'ego poprzez Szostakowicza, Prokofiewa, Hindemitha aż do Glassa. Nie mam jednak czym specjalnie się chwalić, zresztą w pewnym momencie wyleczyłem się z pasji kolekcjonerskiej, bo zrozumiałem, że nie zdobędę wszystkiego, co należałoby mieć. Teraz wzbogacam płytotekę o utwory, które usłyszałem i coś mnie w nich zainteresowało. Tak było z muzyką Edwarda Elgara, po jakimś koncercie zrozumiałem, że będę do niej wracał. Albo gdy się dowiedziałem, że czołówkę do dawnej telewizyjnej „Kobry" wzięto z Oktetu Francisa Poulenca, natychmiast zacząłem szukać nagrania.