Rozmowa z Lechem Janerką

Rozmowa z Lechem Janerką przed sobotnim koncertem poświęconym jego twórczości na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu

Aktualizacja: 14.03.2013 21:14 Publikacja: 14.03.2013 20:49

Rozmowa z Lechem Janerką

Foto: materiały prasowe

Na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej, w pana rodzinnym Wrocławiu, odbędzie się koncert oparty na pana piosenkach "Niekoniecznie jest źle".

Lech Janerka: Przegląd w osobie Kościelniaka chciał zrobić taki koncert już po „Republice" w 2002 r. Na teatrze się nie znam, na muzycznym kompletnie. Nie byłem w stanie pomóc. Zrobiłem wszystko, żeby nie brać w tym udziału. Teraz jest podobna sytuacja.

Dlaczego?

Rzadko chodzę na koncerty, nie zasiadam w jury, bo bardzo emocjonalnie reaguję na wszelkie działania estradowe. Tracę rozum. Wolę tego unikać. Kilka lat temu przestałem koncertować i wszyscy myśleli, że umarłem. Gdy okazało się, że jednak żyję, urządzono mi benefis na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. Trząsłem się strasznie.

Ale na koncercie pan będzie?

Będę, ale wynegocjowałem, że nie w vipowskim rzędzie. Nawet jak dobrze pójdzie i tak będę się rumienił w moim, odległym, mam nadzieję, rzędzie. Bo to mój dorobek, moje życie. A moja ulubiona forma kontaktu z własną twórczością jest jednak taka, że łapię bas, wyskakuje na scenę i oszołomiony bębnem coś tam wykrzykuję.

Ostatnio wystąpił pan z Wojciechem Waglewskim przy okazji „Męskiego grania".

Wojtek zadzwonił do mnie i mówi: - Jestem dyrektorem „Męskiego grania" i wziąłem kawałek „Jezu, jak się cieszę". Mogłem? — No, pewnie. — Ja wziąłem twoje, dopisz coś do mojego. Tak to wyglądało.

Ciągle ma pan sygnały, że Klaus Mitffoch i pana solowe płyty są ważne dla słuchaczy.

Wczoraj zadzwonił do mnie Vienio znany m. in. z Molesty i mówi, że nagrał „Strzeż się tych miejsc". Czasami mam telefony niesamowite, dzwonią zespoły discopolowe z pytaniem, czy mogą nagrać coś mojego. Ale chyba pierwszy był zespół Hey. Okazało się, że mnie lubią. Nagrali piosenkę „Klus Mitroh".

Jak powstał Klaus Mitffoch?

Był pomyślany jako wygłup. Odbywały się spotkania towarzyskie u mnie w łazience z próbą odreagowania tamtych ciężkich czasów. Wszyscy pracowali, więc siadaliśmy w weekend, paliliśmy dużo papierosów i próbowaliśmy brzdąkać. Znajomy powiedział, żebyśmy brzdąkali w klubie studenckim. No to zabrzdąkaliśmy. Nikt z nas nie był muzykiem, nikt nie chodził na koncerty, ale z brzdąkania zaczęły się wyłaniać całostki. Żeby móc koncertować, brałem urlopy z pracy. Kiedy mieliśmy przebój, pani z biura powiedziała: — Widziałam w telewizji kogoś do pana podobnego. Ale debil!.

To był pewnie teledysk „Jezu, jak się cieszę".

Tak. Jak debil — to debil, nie przyznawałem się do siebie. Dalej pracowałem w Urzędzie Wojewódzkim we Wrocławiu. Ale w końcu przyszedł taki moment, kiedy musieliśmy sobie odpowiedzieć, czy zająć się graniem zawodowo. Rozmowy były gorące. Uważałem, że to wszystko jest widłami po wodzie pisane i za moment się skończy. Nagraliśmy płytę i starczy. W tamtych czasach to było trudne, bo niełatwo było wejść do studia. Jako zespół z łazienki nie znaliśmy branży. Byliśmy ciekawi komentarzy. Pierwsza recenzja koncertu brzmiała: muzyki nie rozumiem, teksty to grafomania. Przyszedł do mnie perkusista i mówi: - Taki cwaniaczek jesteś, to zobacz, co pan z gazety napisał. W następnym wydaniu mieliśmy sprostowanie i przeprosiny. Piotr Bratkowski z „Literatury" wytłumaczył dziennikarzowi, że teksty Mitffocha to najlepsza poezja, jaka powstała w ciągu ostatnich dwóch lat.

Jak się panowie w Klausie Mitffochu rozstaliście?

Kulturalnie. Miałem 31 lat, wydawało mi się, że jestem bardzo stary i szkoda mi czasu. Na drugi dzień koledzy mieli nowego wokalistę, a ja po pół roku nagrałem pierwszą solową płytę „Historia podwodna". Część piosenek graliśmy już z Klausem, ale koledzy nie chcieli ich nagrywać. A ja czułem, że mają potencjał, siłę. Namówiłem żonę, żeby chwyciła za wiolonczelę. Nepotyzm, nepotyzm, nepotyzm! Postanowiłem wzorować się też na Beatlesach, oni, gdy zaczęli nagrywać trudniejszą muzykę, przestali koncertować. My ustaliliśmy, że dajemy cztery występy i, choć zamówień było masę, na tym skończyliśmy.

Płyta była bez precedensu.

Muzyka to zagadnienie z pogranicza intuicji. Idea była prosta: robić coś innego niż w radiu. Kiedy zarejestrowaliśmy nagrania, okazało się, że w muzyce są dziury. Przypomniałem sobie, że w Jarocinie obok nas rozgrzewał się saksofonista T. Love. Tomasz Pierzchalski, więc zaprosiliśmy go na scenę, a w Warszawie — do studia. Trąbił. Wojtek Konikiewicz znał wszystkie zagraniczne akordy. Zagrał. Byliśmy bardzo zachwyceni. Ale mniej więcej w tym samym czasie wyszła pierwsza płyta solowa Stinga „The Dream of the Blue Turtles" oparta na podobnym myśleniu. Wiedziałem, co będą mówić: posłuchał Stinga i skopiował.

Mówił pan, że przed 1989 r. miał nadzieję, że nasze społeczeństwo będzie inteligentniejsze, wrażliwsze, uczciwsze, jeśli zmieni się system polityczny. Tak się nie stało. A na poletku muzycznym zrobiło się niewesoło, bo koledzy zaczęli szukać taniej popularności. A co dzisiaj pan powie?

Okazuje się, że świat to jest permanentna wojna. Nawet jak nie strzelają — trzeba się bronić. Szkoda tracić czasu na wewnętrzne zawieruszki. A tracimy. Politycy się wymądrzają. Ponauczali się, że można opowiadać dowolną bzdurę, jeżeli się jest oratorem. Część społeczeństwa nie jest w stanie tego ocenić i można mu robić wodę z mózgu. Słabe to jest.

Co pan teraz robi?

- Nową płytę. Ma być gotowa w tym roku, ale ponieważ nie podejmuję się już zadań związanych z terminami — będzie, jak zrobię.

Jaka będzie?

Z nutek wynika, że to dość melancholijna płyta. Chciałbym, żeby była ładna, bez zgrzytów, które umieszczałem na poprzednich albumach. Nie będzie też frywolna, jak bywało na „Plagiatach", lekkich i fikuśnych. Może być przyciężka, bo nigdy takiej nie zrobiłem. Jest dużo fortepianu, prosto granego, ale zawsze to fortepian. Są instrumenty dęte. Będzie też dużo basu i wiolonczeli, jak na mojej pierwszej solowej płycie „Historia podwodna". Ale nie będzie reggae. Kleimy to, ale opieszale idzie, bo się okazuje, że przebrnąć przez puste dźwięki i pustosłowie nie jest tak łatwo.

Przecież pisze pan bardzo gęste, zwarte teksty.

Pisałem. Zobaczymy, co teraz napiszę. O tekstach jeszcze nie myślę. Piszę je na ostatnią chwilę. Dojrzewam do tego, o czym mają być, komponując muzykę.

Jakie są pana inspiracje literackie?

Pisarze, którzy pisali mądrze i lapidarnie. Borges. Lem.

A poezja?

Nie czytałem.

To jest pan twórcą samorodnym.

Mam problem z określeniem tego, co jest poezją, a co nie.

Ale wydaje pan tomiki.

To nie ja! To wydawnictwa. Wydają teksty piosenek. Namaścił mnie Marcin Świetlicki. Był w nastroju nieprzysiadalnym, ale akurat do mnie się przysiadł i przedstawił się jako wielki fan płyty „Klaus Mitffoch". W tym samym czasie zaproponowano mi wydanie tekstów. Bałem się, że bez melodii nie dadzą rady. Powiedziałem Marcinowi: - Jesteś poetą, to zerknij na nie, powstawiaj przecinki, gdzie trzeba, i powiedz czy to jest poezja, czy jest sens to wydawać. Uznał, że absolutnie tak.

Teraz też pan wydał tomik.

Filip Zawada, były basista Pustek, pisze poezje i opowiadania. Dokonał wyboru, który wydało z gołodupcem ze skrzydełkami na okładce Biuro Literackie.

Oficyna Różewicza.

No tak. Chyba... Nie przejmuję się swoimi tekstami. Zdarzają mi się w życiu. Nagle bum i są.

Tymczasem weszły do polskiego języka. „Reformator jak cię mogę" i wiele, wiele innych.

Czasami jestem tym oszołomiony. Potem mam problem. Robię kolejną rzecz i nie wypada, żeby była gorsza. Teraz też myślę, czy doszlusuję do poziomu.

rozmawiał Jacek Cieślak

Na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej, w pana rodzinnym Wrocławiu, odbędzie się koncert oparty na pana piosenkach "Niekoniecznie jest źle".

Lech Janerka: Przegląd w osobie Kościelniaka chciał zrobić taki koncert już po „Republice" w 2002 r. Na teatrze się nie znam, na muzycznym kompletnie. Nie byłem w stanie pomóc. Zrobiłem wszystko, żeby nie brać w tym udziału. Teraz jest podobna sytuacja.

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla