Nie mogliśmy za bardzo puszczać, bo za dużo nawijaliśmy o jaraniu trawy i zabawie.
Tata oczywiście powtarzał: „Tylko nie zostań filmowcem". Wolał takie profesje jak bankier, lekarz, prawnik... Ale jak miałem zostać prawnikiem, skoro całe życie w domu kręciło się wokół filmu i kultury.
Zawsze można się zbuntować.
Ojciec często namawiał: „Musisz się buntować, bunt jest istotą życia i sztuki". Tyle że on go rozumiał na swój sposób jako walkę. Bunt mojego pokolenia polegał na wycofaniu się, my to wszystko chcieliśmy poukładać po swojemu i na luzie. Siedzimy w parku, rymujemy i mamy swoje myśli.
Nie dostałem się do Filmówki, byłem ostatni pod kreską, pierwszy na liście rezerwowej. Udało mi się zdać dwie matury – polską i międzynarodową (po hiszpańsku) – więc zdecydowałem się na filozofię na uniwersytecie w Salamance. Chciałem wyjechać z Polski, wyrwać się z tego artystycznego kontekstu, przestać być synem Radosława Piwowarskiego. Ale po paru tygodniach przeznaczenie mnie dorwało. Dostałem telegram, że ktoś zrezygnował i mogę zaczynać w Łodzi. Wróciłem i byłem totalnie zagubiony. Na filozofii uczyłem się, że dialog służy do dochodzenia do prawdy, a tutaj: w filmie rozmowa ma ukrywać intencje; tam: myślenie to odzieranie świata z pozorów, tutaj: wszystko jest inscenizacją, nawet dokumenty. Kiedy szedłem po tej strasznej Łodzi i patrzyłem na stojących w bramach alkoholików, przyszło mi do głowy, że przecież parę tysięcy lat temu w Grecji na wyspach też stali jacyś goście, patrzyli na morze, nic nie robili, tylko rozmawiali. I stąd narodziła się filozofia. Zderzyłem te dwie rzeczywistości i zrobiłem „Jaskinię filozofów". Podrzucałem filozoficzne tematy tym autochtonom i filmowałem. Film został przebojem festiwali studenckich na świecie, ale w szkole chcieli mnie oblać.
W Filmówce ciągle byłem synem Radosława Piwowarskiego. Wiadomo: „Ojciec załatwił mu wszystko, na bank".
A nie?
Wiadomo – ojciec jest artystą o wyrazistym stylu i strasznie to porównanie jest ciężkie. Może dlatego cisnąłem podświadomie w innym kierunku, filmy bardziej abstrakcyjne, pojechane. Po Filmówce szukałem tematu na własny film, tata rzucił: „Zrób o swoim praprastryjku Stanisławie Przybyszewskim, to był niezły skurwysyn". Przeczytałem jego biografię i znalazłem do niej klucz. Postać krawca z Berlina. Przybyszewski przyjeżdża tam na początku lat 90. XIX w., ma 20 lat, niezwykłą charyzmę i puste kieszenie. Idzie do znanego krawca, który ma polskie korzenie i czasami szyje emigrantom na kredyt. Oczywiście Przybyszewski omotał go i wyszedł w nowym żółtym płaszczu, obiecując uregulować rachunek. I ten krawiec przez 30 lat próbował odzyskać pieniądze. W poszukiwaniu Przybyszewskiego rusza za nim w podróż po Europie, spotyka ówczesną bohemę z Augustem Strindbergiem i Edwardem Munchem na czele. Tak się zaczyna mój scenariusz „Żółty płaszcz".
Tyle że zamiast robić debiut, zacząłeś kręcić „Na dobre i na złe"? Wkręcił cię ojciec?
Ożeniłem się i postanowiłem utrzymywać się sam. Szukałem pracy. Podczas podróży poślubnej, w Zakopanem, odebrałem telefon. Ktoś powiedział, że mam szansę realizować serial w Sopocie. Ale trzeba natychmiast przyjechać. No to wsiadłem w pociąg i ruszyłem 750 kilometrów. Spotkanie, rozmowa, zobaczymy i wracam 750 kilometrów. Miałem parcie, żeby coś robić, a nie obijać się i żyć w cieniu ojca. Serial traktowałem jako początek. Zadzwonił producent „Na dobre i na złe" i dał mi na próbę odcinek. Ojciec dał mi cenną radę: „W serialu najważniejsze są pierwsza i ostatnia scena, reszta jakoś przeleci". I tego się trzymam.
Miałeś kaca?
Na początku nie, ale po dwóch latach myślałem: „Rzucam, najwyższa pora zrobić coś swojego".
Tylko za co zrobić?
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jesienią ruszą zdjęcia do „Żółtego płaszcza". W obsadzie Maria Bonnevie i Rainer Bock. Kiedy zobaczyłem Bocka w „Białej wstążce" Michaela Hanekego, pomyślałem: „To idealny krawiec dla Przybyszewskiego". Udało się dostarczyć mu scenariusz i po trzech dniach zadzwonił: „To genialna historia, chcę w niej zagrać".
Kordian Piwowarski
Urodzony w 1978 r. w Warszawie. Scenarzysta i reżyser filmów dokumentalnych, reklamowych, klipów i programów TV. Jako aktor zadebiutował w filmie swojego ojca Radosława Piwowarskiego – „Pociąg do Hollywood". Współpracował m.in. z Andrzejem Wajdą przy „Katyniu". Pierwszy film – „Jaskinię filozofów" – ukończył w 2001 r. Teraz na ekrany wchodzi jego „Baczyński".